Podsumowanie sezonu Zima 2020 - 7. liga

Zimowy sezon ligi szóstek 2020 na Bemowie przeszedł do historii. Pod balonem przy Obrońców Tobruku 11 wystąpiło siedemdziesiąt drużyn podzielonych na siedem szczebli, a my rozpoczynamy nasz tradycyjny, posezonowy cykl podsumowań sezonu w poszczególnych ligach. Na pierwszy ogień idzie siódma liga, w której rywalizacja była wyjątkowo wyrównana. Ostatecznie tryumfatorem zostali Synowie Gmocha, drugie miejsce przypadło rezerwom Marchewek Zagłady, natomiast brązowe krążki zgarnęli gracze FC Yelonek. Co ciekawe wszystkie te trzy drużyny zgromadziły tyle samo punktów, a więc o kolejności w tabeli decydowała „mała tabela”. Zapraszamy na podsumowanie najniższego szczebla naszych zimowych rozgrywek.

 

Synowie Gmocha od początku sezonu grali bardzo dobrze. Wygrali trzy pierwsze starcia i po trzech kolejkach z kompletem zwycięstw przewodzili w tabeli. Potem jednak przyszła mała zadyszka, a dokładnie dwie porażki, sensacyjna z Czupakabrami i bardzo istotna w późniejszej fazie sezonu z FC Yelonkami. Ekipa Michała Rosochowicza jednak bardzo szybko wróciła na zwycięskie tory, a dokładnie do końca sezonu wygrała wszystkie cztery spotkania, ale to i tak nie gwarantowało jej złota. SG przegrali bowiem wspomniane starcie z brązowymi medalistami, które przed ostatnią – dodatkową – kolejką dawało mistrzostwo ekipie Sebastiana Małczyńskiego. O wszystkim rozstrzygnęło zwycięstwo w zaległym starciu Marchewek, które doprowadziło do małej tabeli, w której to Synowie Gmocha, dzięki wysokiemu zwycięstwu właśnie z drużyną Darka Olszewskiego mogli się cieszyć ze złotych medali. Świeżo upieczeni mistrzowie Siódmej Ligi Zimowej okazali się jednym z dwóch najlepszych ataków oraz jedną z dwóch najszczelniejszych defensyw tej kampanii. Największa w tym zasługa ultra ofensywnego duetu Marcin Niedźwiedzki (król strzelców) – Michał Burzyński (drugi strzelec, trzeci asystent), który strzelił aż trzydzieści siedem z pięćdziesięciu dwóch goli zdobytych przez cały zespół, oraz dobrze broniącego cały sezon Kacpra Kuszewskiego, a także kapitana zespołu, Michała Rosochowicza, który świetnie dyrygował defensywą Synów, dzięki czemu zgarnął tytuł najlepszego obrońcy sezonu. Na uznanie zasłużył jednak cały skład, który solidnie pracował na wynik drużyny, która okazała się minionym sezonie dobrze naoliwioną maszyną.

Zupełnie inną drogą do podium przeszły Marchewki Zagłady II, które fatalnie weszły w ten sezon. Przegrały dwa z pierwszych trzech meczów i po trzech kolejkach plasowali się na dalekiej siódmej pozycji. Potem jednak byliśmy świadkami konsekwentnego pięcia się w górę „pomarańczowych” w ligowej tabeli. Darek Olszewski i spółka wygrali sześć kolejnych meczów, a od szóstej serii zadomowili się na podium, którego już nie opuścili. Generalnie mała tabela w końcowej formie ukształtowała nam się już po szóstej kolejce, a potem towarzyszyła nam jeszcze serię potem oraz na sam koniec rozgrywek. W ósmej kolejce bowiem Marchewki pauzowały i to sprawiło, że na ostateczne rozstrzygnięcie musieliśmy poczekać do dodatkowej, dziesiątej serii spotkań. Wtedy to MZII nie bez problemów pokonali Teraz Kolską, co w konsekwencji dało im srebrne krążki Siódmej Ligi Zimowej. Duże znaczenie w małej tabeli miało ich zwycięstwo nad FCY 8:2, które notabene rozpoczęło drogę Marchewek do wicemistrzostwa. MZII to jak zawsze żelazna defensywa i tak też było tym razem, bo srebrni medaliści zakończyli sezon jako najszczelniejsza, obok mistrza, defensywa ligi. „Pomarańczowych” ponadto charakteryzuje kolektyw i szeroka kadra - również ten element potwierdzili. Próżno było w ich szeregach szukać typowego lidera, ale przynajmniej trzech graczy z pola zasługuję na wyróżnienie, a są to: Mateusz Nyśk, Jarosław Jachna oraz Sebastian Jakóbczyk, natomiast defensywą z między słupkami kierował jeden z najlepszych bramkarzy sezonu, Krzysztof Różalski.

Także droga FC Yelonek do najniższego stopnia podium nie była usłana różami. Sebastian Małczyński i spółka wprawdzie bardzo udanie powrócili do naszych rozgrywek, wygrywając dwa pierwsze starcia, co dało im pozycję wicelidera. Potem jednak musieli uznać wyższość i Marchewek i Morświnów, co z kolei zesłało ich na szóstą lokatę i miało kolosalny wpływ na małą tabelę, która rozstrzygnęła o kolejności na podium. Druga połowa sezonu to już koncert w wykonaniu młodych graczy z Jelonek. Prowadzeni do boju przez najbardziej doświadczonego w swoich szeregach, najlepszego asystenta rozgrywek, Piotra Zarębę wygrali pięć kolejnych meczów, a swój marsz rozpoczęli od pokonania późniejszego mistrza, Synów Gmocha, co gdyby nie postawa MZII dawało im złoto zamiast brązu. Ostatecznie jednak FCY musiały się zadowolić trzecim miejscem na koniec kampanii, co i tak w naszym przekonaniu jest świetnym wynikiem. Warto zaznaczyć, że brązowi medaliści obok mistrza zostali najskuteczniejszą drużyną rozgrywek, w czym obok popularnego „Zariego” wielka zasługa trójki: Patryk Kutra, Jakub Kozłowski, Arkadiusz Rychert, która zgodnie zdobyła przynajmniej po dziesięć goli.

Tuż za podium tymczasem finiszował Team Morświn, który jednak do samego końca walczył o podium. Ekipa Tomka Słodkiego w przekroju całej zimy zagrała dobry sezon, wygrywając sześć spotkań i przegrywając trzy, ale w dwóch z nich polegli z drużynami z pierwszej trójki. Szczególne znaczenie miała porażka z Marchewkami Zagłady II w dziewiątej serii, która definitywnie pozbawiła Morświny szans na medal. Czwarta drużyna tego sezonu tylko raz w jego trakcie zameldowała się na podium, po piątej kolejce, zaś po siódmej przycumowała tuż za podium i mimo walki do końca już tam pozostała. Motorem napędowym TM w tej edycji było trio: Sebastian Jasek – Radek Kozioł – Maciej Bilak, a świetnie między słupkami spisywał się Rafał Bilak.

Bardzo długo w walce o medale utrzymywało się także ostatecznie piąte na koniec rozgrywek, TSP Szatańskie Pęto. Bartosz Ochman i spółka po słabym starcie sezonu (jeden punkt w dwóch meczach) szybko wskoczyli na odpowiednie tory, wygrywając trzy kolejne starcia i po sześciu kolejkach zameldował się tuż za podium z zaledwie dwoma punktami straty do lidera. Zatem wszystko było jeszcze możliwe. Potem jednak przyszła weryfikacja formy w konfrontacjach z wyżej notowanymi rywalami, a dokładnie porażki z SG, MZII oraz TM i tylko jedno zwycięstwo z CzW, które jednak nie miało już żadnego znaczenia. Generalnie TSP jak zawsze grało twardą, zespołową piłkę, a jeżeli mamy już kogoś wyróżnić, to z pewnością jest to Marcin Andrulewicz, który zakończył sezon z jedenastoma golami i trzema asystami.

Tymczasem na szóstej lokacie zakotwiczył Akszon Team, który z kolei pokazał nam dwa oblicza. Gdyby ekipa mającego za sobą kolejny, świetny sezon Kamil Dźwilewskiego zagrała drugą połowę sezonu tak jak pierwszą pisalibyśmy prawdopodobnie o mistrzu tego szczebla zimowej ligi szóstek. Mianowicie Akszon po pięciu meczach miał na koncie dziesięć punktów i samotnie prowadził w tabeli. Jednak jeżeli uważnie przyjrzymy się terminarzowi, to łatwo dostrzec, że w tej części kampanii grał z drużynami, które zakończyły sezon w drugiej połowie tabeli, a zatem prawdziwe sprawdziany były dopiero przed nim. Niestety gracze w białych trykotach wypadli w nich delikatnie mówiąc blado. Może sama gra nie była najgorsza, ale zaliczyli cztery nieznaczne porażki z samą czołówką (MZII, FCY, SG, TM) i dopiero na otarcie łez pokonali w ostatniej serii Kolską, kończąc zimę na wydaje się, zasłużonym szóstym miejscu. Na więcej, z pewnością nie pozwoliła też niezwykle wąska kadra i brak sił, by powalczyć z najlepszymi na tym szczeblu. Mimo odległej pozycji świetne wrażenie zostawił po sobie wspomniany „Dźwilu”, który zagrał fenomenalny sezon, kończąc go jako czwarty strzelec oraz drugi asystent ligi, a jak zwykle na wyróżnienie zasłużyli też wszędobylski Karol Calak oraz trzymający w ryzach defensywę, Łukasz Przeradzki.

Na kolejnym miejscu finiszowała Teraz Kolska, która wywalczyła dziewięć punktów, na co zebrały się trzy zwycięstwa i sześć porażek. Gracze w żółtych trykotach jednak mogą spojrzeć w tabelę w tym roku z podniesionym czołem, bo pozostawili po sobie naprawdę niezłe wrażenie, a ich gra wyglądała zdecydowanie lepiej, niż w ostatnich kilku sezonach. Chłopaki z Kolskiej sezon zaczęli od falstartu, przegrywając trzy pierwsze mecze i dopiero w czwartej zimowej konfrontacji zgarnęli komplet punktów. Chwile potem znów jednak przegrali, ale kolejny mecz rozstrzygnęli na swoją korzyść i po sześciu seriach przycumowali na szóstym miejscu. Potem mieli dwie kolejki pauzy i to właśnie sprawiło, że matematyczne szanse na medal zachowali do dziewiątej serii. Niestety mimo, że pokonali wtedy Chimerę to postawa innych drużyn pozbawiła ich szans na podium. W ostatni weekend rozgrywek grali jeszcze dwukrotnie i walczyli nawet o piątą lokatę, ale przegrali oba mecze i zakończyli sezon na miejscu siódmym. Mimo odległego miejsca do samego końca w wyścigu po koronę króla strzelców pozostawał Marcin Siniarski, który ostatecznie z dwoma golami straty zakończył ten wyścig na trzecim miejscu.

Ósme miejsce tymczasem przypadło tegoroczonym debiutantom, Oldboys Derby, którzy ostatecznie mogli się pochwalić identycznym dorobkiem punktowym co Kolska, zaliczając trzy zwycięstwa i sześć porażek. Gracze w zielonych trykotach niczym w szwajcarskim zegarku wygrali dokładnie pierwszy, środkowy oraz ostatni mecz sezonu, a po pierwszej serii „liznęli” nawet podium, wskakując na jego najniższy stopień. Mimo odległego miejsca dobry sezon rozegrał Wojtek Nowak, który aż dwanaście razy pokonał bramkarza rywali, dokładając do tego dwie asysty.

Trzy punkty mniej zgromadziła przedostatnia w stawce KTS Chimera, która zakończyła sezon z dwoma zwycięstwami i aż siedmioma porażkami. Zespół Pawła Janasa może nie był stawiany jako faworyt do mistrzostwa, ale spodziewaliśmy się ich w okolicy podium, walczących o medal. Rzeczywiście sezon zaczęli dobrze, bo po trzech meczach mieli sześć punktów na koncie, które dawały im trzecie miejsce w tabeli. Tymczasem problemy kadrowe potrafią zmienić priorytety i mimo że KTS grał nieźle, bo jeżeli już przegrywał to nieznacznie (najwyższa porażka czteroma golami), to jednak musiał uznawać wyższość rywali, co w konsekwencji zepchnęło go niemal na sam dół ligowej tabeli. Warto podkreślić bardzo dobrą defensywę z Piotrek Jakubowskim w bramce, która straciła tylko trzydzieści pięć goli – warto zaznaczyć, że mniej straciła tylko pierwsza czwórka.

Czerwoną latarnią zimowej ligi szóstek zostały Czupakabry Warszawa, które w tym sezonie wygrały tylko raz, notując przy tym osiem porażek. Jednak jak już wygrywać to nie z byle kim. Otóż drużyna Kuby Romaniuka w czwartej serii odprawiłą z kwitkiem samego mistrza, sprawiając największą sensację tamtej kolejki. Czupakabry tym samym pokazały, że „mały plac” nie do końca im leży, ale już niebawem przywitamy ich z powrotem w lidze siódemek, gdzie czują się dużo lepiej.

00 07

 

Sponsorzy