Jak mawiał klasyk, "derby rządzą się swoimi prawami". Choć w tym meczu, faworytem były Yelonki, to przystępując do niego w mocno przetrzebionym składzie, zwiększyli szanse rywali na korzystny rezultat. Trzeba jednak podkreślić, że ci swoją dobrą grą, zapracowali na końcowy wynik. Ale po kolei. Początek spotkania mocno rozpoczęli własnie  Yelonkersi, którzy szybko wyszli na prowadzenie z trzema golami. Hattricka zanotował Piotr Wiśniewski. Strzelanie dla Yelonek rozpoczął natomiast Tomasz Lampart. Jedni i drudzy, przed zejściem na przerwę, zdołali sobie jeszcze wrzucić "po sztuce". Druga połowa była o wiele bardziej zacięta od pierwszej. Tuż po gwizdku sędziego do głosu doszli Yelonkersi, którzy zaczęli powiększać przewagę wywalczoną w pierwszej połowie. Odjechali przeciwnikom w kluczowym momencie na cztery bramki i wynik 8:4. Mimo presji zbliżającego się końca spotkania,  Yelonki walczyły do ostatniej sekundy chociażby o jeden punkt. Tuż przed końcem wynik w protokole widniał 9:7. Gorąco zrobiło się dopiero wtedy, gdy minutę przed końcem Yelonki zdobyły bramkę kontaktową. Mimo emocnjonującej końcówki i imponującego finiszu, ekipa Bartosza Paweli "dowiozła" zwycięstwo do końca i zainksowała cenny komplet punktów.