Stawką starcia Harataczy i Gramy Czasami było podium na koniec sezonu Drugiej Ligi Szóstek, toteż oba zespoły podeszły do tych zawodów niezwykle zmotywowane. W pierwszej części gra toczyła się głównie w środku pola, początek należał do Niebieskich i to oni, głównie za sprawą Kostii Didenko sprawiali rywalom zagrożenie, ale z czasem ten mecz się wyrównał. Obie ekipy uderzały na bramkę, ale zazwyczaj dość niecelnie. Najbliżsi szczęścia byli nominalni gospodarze po strzale z własnego pola karnego jednego z ich zawodników, ale piłka minimalnie przeszła nad poprzeczką. W końcówce pierwszej odsłony przewagę w polu zaczęli mieć GC, dwie niezłe okazje wykreował sobie ich defensor Grzegorz Miklas, ale ostatecznie do przerwy było 0:0. Po zmianie strony goście przejęli inicjatywę, zamknęli przeciwników na własnej połowie, bliscy byli zdobycia prowadzenia (obite obramowanie), ale w 25 minucie dość nieoczekiwanie to Haratacze zdobyli gola. Było to dość kuriozalne trafienie samobójcze, ale, jak to się mówi, liczy się to co w sieci. Na odpowiedź drużyny w czerwonych trykotach nie trzeba było długo czekać, bo jedynie 60 sekund. Wówczas Kamil Jurga wypatrzył Pawła Staniszewskiego, a ten ładnie przymierzył przy słupku i mieliśmy 1:1. Po chwili z dystansu spróbował Krzysztof Sobolewski, ale golkiper Piotr Jakubowski nie dał się zaskoczyć. W 29 minucie Jakubowski nie miał jednak nic do powiedzenia. Wówczas bardzo aktywny w tej potyczce Sebastian Szwaja w pojedynkę wyprowadził kontratak, minął dwóch obrońców i huknął jak z armaty na 1:2. Gospodarze już do końca spotkania próbowali odrabiać straty, ale Czerwoni skutecznie odsuwali zagrożenie od swojego pola karnego, umiejętnie neutralizował Didenko (chociaż ten dwa razy zdołał oddać groźne uderzenia). Ostatecznie jednak rezultat pozostał bez zmian i trzy punkty trafiły na konto GC. Takie rozstrzygnięcie sprawiło, że Gramy Czasami załapali się na pudło, Haratacze z kolei letnie rozgrywki ukończyli na czwartej pozycji.