W spotkaniach z udziałem obecnego zdobywcy Pucharu Polski faworyta zazwyczaj wskazać nie jest trudno. Jednak tym razem będą mieli wysoko zawieszoną poprzeczkę, ponieważ Młode Bródno w tym sezonie zaprezentowało bardzo dobry poziom w swoim jedynym meczu z GTT przegrywając w dramatycznych okolicznościach. Spodziewaliśmy się dobrego widowiska. I się nie pomyliliśmy. Od pierwszych minut to gracze In-Plusu tradycyjnie prowadzili grę lecz wynik spotkania otworzyli goście za sprawą Sebastiana Nowińskiego. Gospodarze nie wydawali się przejąć takim obrotem spraw i kontynuowali swoją grę. Do remisu doprowadził ich bramkarz, który dba o czystość naszych bramek regularnie ściągając z nich pajęczyny. Dalsza rozgrywka podczas pierwszej połowy to budowanie akcji przez Halinę i składne kontry ze strony Młodego Bródna. Trzy kolejne trafienia pozwoliły gospodarzom odjechać do stanu 5:2. Przed gwizdkiem kończącym pierwszą, interesującą połowę, goście zdołali wbić jeszcze jednego gola. To dawało nadzieję na walkę po wznowieniu gry. Pomyśleliśmy, że Młode Brudno przeprowadzi kilka zmian w przerwie i na pewno ruszy do ataku! A nie, czekajcie, patrzymy na ich ławkę rezerwowych i… – jakby powiedział klasyk – „…ludzie, tam nikogo nie ma”. Cóż, szkoda, że chłopakom nie udało się zabrać dodatkowych płuc bo walka w pierwszej części na pewno kosztowała ich sporo sił. Mimo tego to oni lepiej rozpoczęli grę zdobywając gola kontaktowego. Pierwsze 10 minut tej części gry wyglądało niezmiennie i liczba goli po obu stronach rosła w jednakowym tempie. Chwilę później, od stanu 7:5, Kacper Pękała i spółka postanowili jednak zakończyć wyrównaną grę i zdecydowali się na strzelenie pięciu kolejnych bramek bez utraty żadnej. Według nas gościom zabrakło dzisiaj dodatkowych nóg na ławce, żeby skutecznie walczyć o punkty do samego końca. In-Plus natomiast dopisuje do swojego konta kolejne 3 oczka, a odnieśliśmy wrażenie, że nie rzucili na szalę wszystkich sił w tym spotkaniu.