Liderujący Gladiatorzy na swoim rozkładzie trafili na debiutujący Amigos Lindegos, który w teorii miał im dostarczyć 3 punkty. Goście poczuli się na tyle pewnie, że przyszli w okrojonym składzie. Mogło się to okazać dość ryzykowne, mając na uwadze, że gospodarze już raz w tym sezonie utarli nosa faworytom. Pierwsza połowa, która zakończyła się remisem 0:0 zwiastowała, że tylko kwestią czasu jest, kiedy Gladiatorzy znajdą drogę do siatki rywali. Próbowali kilkukrotnie, ale były to głównie uderzenia z dystansu. Dwiema efektownymi paradami popisał się bramkarz AL., Franek Tabor. Gospodarze nie pozostali bierni i również zagrozili faworytom. Najlepszą okazję do otwarcia wyniku miał Eryk Olczak w 14. minucie, lecz jego uderzenie z linii pola karnego powędrowało ponad bramką. Druga połowa, wbrew przypuszczeniom, miała sensacyjny przebieg. Już po trzech minutach gry na strzał z daleka zdecydował się Szymon Głowacki. Nie było to zabójcze uderzenie, ale w gąszczu nóg piłka wydawało się, że została odbita od Tymona Pichli. Okazało się, że Tymon tylko przebiegł obok piłki, czym zmylił bramkarza, a futbolówka wylądowała w siatce. Gladiatorzy, jako bardzo doświadczona drużyna, nie powinna jednak mieć kłopotów z reakcją na nieco pechowo utraconego gola. W tym spotkaniu jednak byli zupełnie innym zespołem, a Amigos Lindegos wykorzystali ich słabą dyspozycję. W kolejnych minutach trafiali jeszcze trzykrotnie podnosząc prowadzenie do wyniku 4:0. Przewaga mogła być jeszcze większa, lecz w 41. minucie Tymon nie trafił do pustej bramki. W ostatnich pięciu minutach meczu obie zadały sobie po jeszcze jednym ciosie i ostatecznie gospodarze wygrali 5:1. Wygrana w końcówce mogła być nieco zniwelowana, ale dobrze między słupkami spisał się Franek Tabor i pomógł drużynie odnieść wyraźne zwycięstwo. Strata punktów w wykonaniu Gladiatorów jeszcze bardziej uatrakcyjnia sytuację w tabeli, gdzie walka o mistrzostwo nabiera rumieńców.