Zaglądając przed spotkaniem do tabeli nikt nie miał wątpliwości, kto był faworytem pojedynku KK Wataha Warszawa z Zofijki FC. Jednak dociekając, jak kończyły się poprzednie spotkania, dostrzec można było, że gospodarze przegrywali minimalnie, przez co nie mogli być postrzegani jako „chłopcy do bicia”. Początek meczu rzeczywiście nie zwiastował jednostronnego spotkania. Do 10 minuty rysowała się delikatna przewaga gości, ale nie oglądaliśmy wielu klarownych okazji. Nieszczęśliwe dla Watahy okazały się dwie sytuacje między 10. a 11. minutą meczu. W tym czasie sędzia podyktował dwa rzuty karne dla Zofijek – pierwszy po zagraniu ręką obrońcy, drugi po faulu na Beniaminie Kuligowskim. Poszkodowany pewnie wykorzystał obie jedenastki – pierwsze uderzenie wyczuł bramkarz, ale piłka była uderzona bardzo dobrze, blisko okienka. Przy drugim strzelec zupełnie zmylił golkipera. Tym sposobem goście prowadzili 0:2. Na kolejne sytuacje musieliśmy czekać niemalże do końca pierwszej części, co tylko pokazywało, że Wataha nie zamierza łatwo oddać punktów. W 18. minucie Beniamin mógł skompletować hat-tricka, ale piłka po jego strzale zatrzymała się na słupku bramki. Chwilę później Dominik Wrotny dokładnie dograł piłkę wzdłuż linii pola karnego do Marcina Krzysztonia, a ten podwyższył wynik na 0:3. Takim rezultatem zakończyła się pierwsza połowa. Drugą część rywalizacji Wataha rozpoczęła z animuszem przejmując inicjatywę. Teraz to oni częściej wymieniali podania na połowie rywali i pierwszą okazję do zdobycia bramki mieli w 23. min, ale napastnik z odległości około 2m trafił prosto w golkipera. Mijały kolejne minuty, a gospodarze mimo przewagi nie potrafili zagrozić bramce Zofijek. A goście z kolei rzadziej mieli piłkę, lecz gdy już ją przechwycili, momentalnie tworzyli zagrożenie pod drugą bramką. W 26. minucie dwukrotnie świetną interwencją popisał się Jan Siwiński, dzięki czemu Wataha miała jeszcze o co walczyć. Tak, jak w pierwszej połowie goście zdobyli dwie bramki w ciągu minuty, tak teraz sztuka ta udała się gospodarzom. Między 32. a 33. minutą złapali kontakt doprowadzając do wyniku 2:3. Pierwsze trafienie padło łupem Miłosza Czerneckiego, który wykończył akcję uderzając piłkę między nogami bramkarza. Sekundy później do siatki trafił Michał Woźniak. Taki rezultat zapewniał emocje do samego końca. I tutaj ponownie meczu nie pozwolił „zamknąć” bramkarz Watahy broniąc w dobrej sytuacji w 36. minucie. Kilkadziesiąt sekund później Zofijki jeszcze raz spróbowały przypieczętować zwycięstwo, lecz tym razem powstrzymało ich obramowanie bramki. Więcej bramek nie oglądaliśmy, zatem po wyrównanym meczu goście odnieśli minimalne zwycięstwo 2:3.