Horda po czterech meczach miała komplet oczek i była w ścisłej czołówce Szóstej Ligi Szóstek, zaś Orły Leszka zebrali dotychczas połowę dorobku punktowego ich rywali. Toteż pewniakiem wydawała się tu młoda ekipa nominalnych gospodarzy. Lecz start tego meczu był iście szokujący. Już w 6 sekundzie (!) wynik otworzył Jakub Sławiński, a to był dopiero początek jego show. Już po 11 minutach ten zawodnik miał na koncie hat-tricka i przez to jego drużyna prowadziła 0:3. Po niespełna kwadransie przebudziły się Czarne Koszule. Wtedy to ładnym, mierzonym uderzeniem popisał się Oskar Kurek i było już 1:3. Potem mieliśmy okazje z obu stron, ale, jak się okazało, trafiali goście. W 21 minucie Sławiński po raz czwarty wpisał się na listę strzelców, a po chwili Łukasz Żendzian po dobitce podwyższył na 1:5. Za moment odpowiedziała Horda za sprawą Dawida Woszto, który po fenomenalnym rogalu trafił w samo okienko bramki Orłów. Pierwsza połowa zakończyła się zatem przy stanie 2:5. W drugiej odsłonie zaatakowali gospodarze, ale bardzo pewny między słupkami był Arek Warpechowski. A jego koledzy z pola przechodzili samych siebie. Po nieco ponad pół godzinie gry Żendzian ponownie najlepiej odnalazł się w polu karnym, a niedługo potem kuriozalnego gola zdobył twarzą zdobył Damian Stachowicz (którego niechcący nabił bramkarz przeciwników). W zasadzie to OL bezlitośnie punktowali oponentów już do końca tego widowiska, w czym największy udział w drugiej części mieli najlepszy na placu Żendzian i Arek Bodziuch. Dopiero w 48 minucie obejrzeliśmy trafienie załogi w czarnych trykotach (na 3:11), ale w ostatnich sekundach tej potyczki po perfekcyjnie wykonanym wolnym rezultat ustalił Krzysztof Konopka. Orły Leszka sprawiły największą sensację w tej kolejce nie tylko samą wygraną, ale też jej rozmiarem. Paweł Przyborski et consortes pokazali przy tym mądry i przede wszystkim skuteczny futbolu. Horda z kolei otrzymała srogą lekcję, ale coś nam się wydaje, że ten team szybko wróci do walki o najwyższe cele.