Debiutanci w rozgrywkach Ligi Bemowskiej zaliczyli wyraźny falstart, więc z pewnością ostrzyli sobie zęby na pierwszą okazję do zmazania plamy. Moszna Squad również ma za pasem kiepskie rozpoczęcie sezonu i jeśli chcieli myśleć o najwyższych miejscach, to marginesu na błąd już nie mieli. Spotkanie rozpoczęło się od wzajemnego badania możliwości przeciwnika. Goście starali się dłużej utrzymywać przy piłce, natomiast gospodarze wykorzystywali swoją szybkość i szukali okazji w kontrach. I to właśnie oni wydawali się być bliżsi trafienia do siatki, lecz w ostatniej chwili na ich drodze stawali obrońcy lub bramkarz rywali. Moszna korzystając z doświadczenia nie spanikowała i wyszła na prowadzenie po trafieniu Filipa Szewczyka. Goście poszli za ciosem i nieco przycisnęli rywali. W efekcie już po dwunastu minutach prowadzili 0:2. Patrząc na wynik, można było dojść do wniosku, że jest to mecz pod kontrolą Moszny. Rzeczywistość jednak wyglądała nieco inaczej, a częściej pod bramką przeciwnika znajdowali się Amigos. Po upływie kwadransa wstrzelenie piłki w pole karne, wzdłuż linii końcowej, zakończyło się niefortunnym trafieniem samobójczym obrońcy Moszny. Zawodnicy w czarnych strojach wyraźnie zwietrzyli swoją szansę i ruszyli z jeszcze większym animuszem. Kilkadziesiąt sekund później wyszli z kolejną akcją. Strzał na długi słupek oddał Eryk Olczak, a tam nogę dostawił Piotr Milewski. Do przerwy AL mogło objąć prowadzenie, ale ich strzały lądowały obok bramki lub skutecznie interweniował bramkarz. Zatem do przerwy widniał rezultat 2:2. Po wznowieniu gry inicjatywę stopniowo zaczęła przejmować MS. Momentami byli bliscy zdobycia gola, ale ostatnie podanie było niecelne albo akcję blokował obrońca. Jeśli już udało się uderzyć w światło bramki, to tam dobrze ustawiony był golkiper. Wyższe ustawienie gości dawało gospodarzom więcej miejsca do rozgrywania szybkich akcji, z czego skrzętnie korzystali. Najpierw po krótkim słupku w okienko bramki trafił Jan Grzybowski. Co prawda, raptem kilkanaście sekund później, rzut karny za faul na Karolu Nowaku wykorzystał Filip Szewczyk, ale po chwili AL. ponownie kontrowało przeciwników. Ostatni kwadrans był bardzo ciekawym widowiskiem dla postronnych widzów, ponieważ obie drużyny zdecydowanie chętniej biegały do przodu, aniżeli w kierunku własnej bramki. W 42. minucie dobry strzał z dystansu oddał jeden z graczy gospodarzy. Bramkarz zdołał go odbić, lecz mógł zrobić to lepiej. W efekcie do dobitki ruszył Eryk Olczak i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie po raz pierwszy w meczu. W końcówce spotkania Moszna często starała się jak najszybciej przenosić piłkę pod pole karne przeciwników. Gdy już im udało się znaleźć w jego pobliżu pola, to ponownie powracała nieskuteczność w ostatniej fazie akcji. Amigos Lindegos w odpowiedzi wyprowadziło, wydawało się decydującą akcję. Dogranie piłki z boku pola karnego zablokował interweniujący wślizgiem stoper gości. Zrobił to jednak podpartą ręką i sędzia wskazał na „wapno”. Rzut karny w 49. minucie spotkania obronił jednak Maciej Aderek, a sekundy później Moszna ruszyła z, jak się później okazało, zabójczym atakiem. Piłka w polu karnym trafiła pod nogi Michała Burzyńskiego, a ten jeszcze podał futbolówkę do ustawionego na długim słupku Filipa Szewczyka, który skompletował hat-tricka na wagę remisu. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:4, a niedosyt mogą odczuwać obie ekipy. |