W rywalizacji Drugiej Ligi Szóstek pomiędzy Gramy Czasami i FC Otamanami faworytem wydawała się komanda rodem z Ukrainy i pierwsza połowa to potwierdziła. Od początku goście przejęli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i już w 8 minucie wyszli na prowadzenie po trafieniu Dmytro Barabasha z bliskiej odległości. W odpowiedzi Sebastian Szwaja mógł znaleźć się w dobrej sytuacji po ładnym prostopadłym zagraniu od Patryka Paszko, ale napastnik GC źle przyjął piłkę. Po chwili bardzo aktywny od samego startu Kostya Didenko świetnie zakręcił obrońcami Czerwonych, ale uderzył nad bramką. W 13 minucie mieliśmy jednak remis. Szwaja dobrze wypatrzył Pawła Staniszewskiego, a ten oddał mocny strzał zza pola karnego i było 1:1. Następnie FC O napędzani przez Didenko mieli dwie niezłe szanse, ale wynik pozostawał bez zmian. Aż do 20 minuty. Wtedy to Didenko potężnie huknął z wolnego i mieliśmy 1:2. Do przerwy ta przewaga mogła się zwiększyć, ale golkiper gospodarzy Krzysztof Michałowski utrzymywał swój zespół w grze. Tuż po zmianie stron Vitalij Yakovenko podwyższył na 1:3, ale od tego momentu metamorfozę przeżyli Gramy Czasami i zaczęli prezentować się znacznie lepiej. Po niespełna 60 sekundach GC zmniejszyli straty do 2:3 za sprawą Paszko, a po chwili rozgrywający gospodarzy mógł doprowadzić do remisu, ale zabrakło nieco szczęścia. Lecz załoga w czerwonych strojach nie poddawała się i w 35 minucie mieliśmy wyrównanie. Po podaniu Roberta Kamińskiego niezawodny Krzysztof Sobolewski znalazł drogę do siatki i było już 3:3. Ten stan zmienił się w 42 minucie. Wtedy to Yakovenko przedarł się przez defensywę oponentów i wyprowadził swoją ekipę na 3:4. GC musieli odsłonić się i narażali się na kontry, lecz FC O zmarnowało kilka dogodnych sytuacji. W samej końcówce, gdy Gramy Czasami grali już z „fałszywym” bramkarzem, najlepszy na placu Kostya Didenko przechwycił futbolówkę i z niemal połowy uderzył do pustej bramki, ustalając wynik na 3:5. FC Otamany po ciężkiej przeprawie zdobyli cenne trzy punkty i wciąż się liczą w wyścigu o podium. Krzysztof Sobolewski i spółka zaś, po słabszej pierwszej części, w drugiej odsłonie grali jak równy z równym, ale finalnie musieli pogodzić się z porażką.