W pierwszym spotkaniu po podziale tabeli naprzeciwko siebie stanęli Reytan oraz Bemovia. Pojedynek w rundzie „zasadniczej” wyraźnie padł łupem gospodarze i nie inaczej powinno być tym razem. Goście wygrali zaledwie jedno spotkanie z outsiderem ligi. Rywalizację lepiej jednak rozpoczęła Bemovia, która bramce rywali zagroziła już w 3. minucie, ale w ostatniej chwili uderzenie z pola karnego zostało zablokowane przez obrońcę. Ostrzeżenie dla Reytana zadziałało w najlepszy sposób, ponieważ gospodarze już kilkadziesiąt sekund później prowadzili 1:0 po bramce Alvaro Barbera. Kolejne minuty to jednak wyrównana gra, podczas której niespodziewanie Bemovia sprawiała lepsze wrażenie. Gospodarze na to konto mieli do zaoferowania więcej konkretów – w 9. minucie mogli podwyższyć prowadzenie, lecz uderzenie Patryka Szczygła zatrzymało się na słupku. Do końca pierwszej części oglądaliśmy dość szybką grę, ale bramki już nie padły. Drugą połowę niemalże identycznie, również po upływie niespełna czterech minut, golem rozpoczął Reytan. Tym razem Bemovia potrafiła skutecznie odpowiedzieć i dobrym uderzeniem z dystansu w krótki róg popisał się Michał Wątkowski zmniejszając straty do jednego gola. Wydawało się, że goście przełamali się i pójdą po kolejne gole. Śmielej atakowali, ale i narażali się na coraz groźniejsze kontrataki. Po jednym z nich piłka w polu karnym trafiła pod nogi Loseba Otskheli, a ten delikatnie podciał piłkę ponad interweniującym golkiperem. Chwile później czekała nas powtórka z rozrywki – Bemovia szybko trafiła do siatki. Tomasz Świderski przymierzył z rzutu wolnego. Ostatnie 10 minut to pogoń za remisem, która początkowo okazała się skuteczna. W 47. minucie sprzed pola karnego uderzył Maciej Machura i doprowadził do remisu 3:3. Ostatnie minuty zapowiadały się gorąco. Na nieco ponad 60 sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego z pola karnego spudłował David Evans i wydawało się, że to była piłka meczowa. Jednak Reytan nie powiedział ostatniego słowa i jeszcze raz zaatakował. Patryk Szczygieł zdecydował się na strzał zza pola karnego, piłka po drodze trafiła w Davida Evansa i minęła zaskoczonego bramkarza. Szczęście tym razem pomogło i gospodarze mogli się cieszyć z wygranej 4:3.