Dynamit Warszawa po inauguracyjnym remisie stanął naprzeciwko Tornado UA, które miało na swoim koncie komplet sześciu punktów. W teorii goście powinni sobie poradzić bez większych kłopotów i dopisać kolejne zwycięstwo. Początek meczu wskazywał, że nasze przypuszczenia się sprawdzą. Po raz pierwszy bramce zagrozili w 5. minucie, gdy z dystansu uderzał Yura Tkachuk, ale z jego uderzeniem poradził sobie golkiper. Tornado ruszyło jednak za ciosem i już kilkanaście sekund później wyszło na prowadzenie po dobrej akcji. Volodymyr Tomkovyd wyłożył piłkę Tarasowi Tsolkovskyiemu, a temu nie pozostało nic innego, jak umieścić futbolówkę w pustej bramce. Kolejne minuty to powiększająca się przewaga gości, która jednak nie znajdywała odzwierciedlenia w wyniku spotkania. Najlepszą okazję mieli w okolicach 17. minuty, kiedy to piłkę wzdłuż pola karnego dogrywał Yura, a akcję wślizgiem zamykał jeden z napastników. Dobrze jednak zachował się bramkarz, który szybko skrócił kąt i zablokował strzał. Niemoc strzelecka została przełamana w ostatnich pięciu minutach pierwszej połowy. To był zabójczy fragment w wykonaniu Tornado UA, które trafiło do siatki trzykrotnie, a hat-tricka skompletował Taras Tsolkovskyi. Tym samym wynik 0:4 oraz przebieg spotkania nie pozostawiał złudzeń, kto zgarnie trzy punkty. Druga odsłona mogła się rozpocząć od szybkiego podwyższenia rezultatu, lecz ponownie dobrą interwencją wykazał się Piotr Jakubowski. Następnie przyszła kolej na fragment, o dziwo, wyrównanej gry. Wyglądało na to, że goście są zadowoleni z wysokiego prowadzenia, a Dynamit Warszawa nie do końca posiada argumenty na odwrócenie losów spotkania. Tym bardziej niesamowite było to, że panowie nie poddawali się i wierzyli w odrobienie strat. Tak, jak końcówka pierwszej części była piorunująca, tak teraz okres gry między 31. a 38. minutą był znakomity. Z tą różnicą, że tym razem to gospodarze wyprowadzili trzy ciosy. Wynik 3:4 na nieco ponad 10 minut przed końcem spotkania gwarantował emocje do samego końca. Dynamit już na tym etapie pokazał, że nie można ich lekceważyć. Mogli nawet wyrównać kilkanaście sekund po golu, ale uderzenie z dystansu po ziemi obronił bramkarz gości. Coraz bardziej naciskali na bramkę przeciwników i sporo pracy w bramce miał Serhiy Gordiychuk. Pogoń za wynikiem powodowała, że pod swoim polem karnym Dynamit zostawiał więcej miejsca. Czujności jednak nie stracił golkiper, który w 47. minucie dobrze interweniował na granicy pola karnego. To mogła być kluczowa interwencja, ponieważ na odrobienie dwubramkowej straty prawdopodobnie zabrakło by czasu. A tak jedno trafienie było możliwe do nadrobienia. I rzeczywiście Dynamit walcząc do ostatnich minut dopiął swego. Na kilkadziesiąt sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego Filip Błuś podał piłkę Adamowi Woźniakowi, a ten zapewnił swojej drużynie remis. To było spotkanie o zupełnie skrajnych dwóch połowach. Pierwsza to zdecydowana dominacja Tornado UA. W drugiej natomiast na wierzch wyszedł charakter Dynamitu, który pozwolił im odrobić straty i zanotować drugi remis w bieżącym sezonie.