Mecz od początku, nie obfitował w indywidualne popisy młodych, polskich talentów piłkarskich, ani nie był realizacją wystudiowanych, planowanych z chirurgiczną precyzją, schematów taktycznych, podpartych statystyczną analizą wyników testów medycznych i wydolnościowych. Przypominał raczej coś pomiędzy zabawą w basenie z kolorowymi piłeczkami, a zawiązywaniem młyna w rugby. Piłka, przez całą pierwszą połowę, spadała na losowo wybrane fragmenty boiska, dopadało do niej trzech do siedmiu zawodników, po czym spadała na inny fragment. Niestety w dwa miejsca spaść nie chciała. Do bramki Elektrobłyskawic Grajdołów, i za linię bramkową Chyżych Rosomaków. Po remisowej pierwszej połowie, coś jednak drgnęło. Chyże strzeliły gola, Grajdoły wyrównały, Rosomaki strzeliły i Eletrobłyskawice, mimo starań, już wyrównać nie zdołały. Drugie z rzędu zwycięstwo Chyżych Rosomaków, w identycznym stosunku, 2:1, zaczęło poważne zastanawiać londyńskich bukmacherów, właścicieli jachtów z francuskiej riwiery i spadkobierców naukowej spuścizny Johna Nasha. Co z tego wyniknie zobaczymy w następnej kolejce. Szkoda jedynie olbrzymiego zaangażowania Iwa Jedyneckiego, który był bliski, żeby w pojedynkę wygrać to spotkanie dla Grajdołów. Brawa, dla Radka Sieradzana, który tej sztuki dokonał, mając udział w obu bramkach dla Chyżych Rosomaków.