Rywalizacja Żoliballu z KK Watahą Warszawa zapowiadał się na wyrównane starcie. W obu drużynach nie brakuje jakości, a w każdej chwili wyższy bieg mogą wrzucić liderzy zespołów. Początek spotkania był wręcz opłakany w skutkach dla gospodarzy. Już w 2. minucie ich bramkarza pokonał Artur Adamiec, a chwilę później za faul taktyczny czerwoną kartkę obejrzał Stanisław Womela. Jeśli to było mało, to za moment kolejne trafienie dorzucił Michał Pindel, a Żoliball przegrywał już 0:2 i grał w osłabieniu. Szansy mogli upatrywać w tym, że w przeciwieństwie do rozgrywek „siódemek”, tutaj siły wyrównują się po upływie pięciu minut. Niemniej gra bez zmian była nie lada utrudnieniem. KK Wataha bez skrupułów wykorzystywała grę w przewadze i kontrolowała grę. W 12. minucie nieco precyzji zabrakło Dominikowi Surackiemu – piłka po jego uderzeniu odbiła się od dwóch słupków i nie powędrowała do bramki. Żoliball wykorzystał szczęście i już po chwili zdobył gola kontaktowego. Wyraźnie napędziło to młodych zawodników do kolejnych ataków, którzy nacierali na bramkę rywali. Goście skutecznie się bronili i w końcówce pierwszej połowy zadali dwa ciosy. Na 1:3 dobrą akcję zespołową wykończył Dominik Suracki, a sekundy później ten sam gracz minął bramkarza i umieścił piłkę w siatce. W efekcie po 25-ciu minutach KK Wataha prowadziła 1:4. Gdy w drugiej odsłonie na 1:5 podwyższył Dominik Suracki, czym skompletował hat-tricka, wydawało się, że jest już po meczu. W tym momencie głowy nie spuścili gospodarze. Sprawy w swoje ręce wziął niezawodny duet Dawid Fabrowicz – Franek Sulkiewicz i na niespełna 3 minuty przed końcem spotkania był wynik 5:6. Cały czas trwał napór gospodarzy i ciemne chmury zaczęły krążyć nad drużyną gości. W porę bezpieczeństwo zagwarantował Paweł Krysztofik i zapewnił swojej drużynie wygraną 5:7 w 49. minucie spotkania.