Podsumowanie sezonu Zima 2020 - 1. liga

To był kolejny świetny sezon na najwyższym szczeblu naszej zimowej ligi szóstek. Wysoki poziom, niemal każdy mecz z rywalem, któremu zwycięstwo trzeba było wyrwać, jak zwykle sporo niespodzianek – tym razem w takich warunkach kapitalną formą zaimponowała Contra, która w efektownym stylu, zasłużenie sięgnęła po mistrzowski tytuł. Za ich plecami uplasował się Chemik Bemowo, który mimo bardzo mocnej kadry i generalnie dobrego sezonu w swoim wykonaniu, musiał uznać wyższość rywala w bezpośrednim spotkaniu na kolejkę przed końcem rozgrywek. Brązowe medale zdobył odradzający się w ostatnich sezonach Moszna Squad. Zapraszamy na ostatnią część naszego cyklu podsumowującego sezon zimowy Lidze Bemowskiej!

 

To był kapitalny sezon Contry, która w pełni zasłużenie sięgnęła po mistrzowski tytuł. Drużyna Michała Raciborskiego wygrywała pewnie i w dobrym stylu, nie pozostawiając rywalom złudzeń. Ekipa z Szydłowca była niewątpliwie najefektowniej grającą drużyną tej edycji, strzelając blisko dziewięćdziesiąt goli i wyprzedzając o dwadzieścia sześć trafień następną drużynę w tym zestawieniu. Fenomenalny sezon rozegrał król strzelców i najlepszy zawodnik sezonu Dawid Biela, którego jednak świetnie wsparł również motor napędowy ofensywnych poczynań nowego mistrza, najlepszy asystent rozgrywek Aleksander Szyszka. Ponadto dwucyfrowe statystyki wykręcili także Adrian Bucki oraz kapitan „niebieskich”, wspomniany Raciborski. Contrę charakteryzowała wąska, choć żelazna kadra na niemal każde spotkanie, dyscyplina w każdej formacji i wielkie zaangażowanie, co bez wątpienia przyczyniło się, że ponadto legitymują się również najszczelniejszą defensywą pierwszej ligi.

Na drugim miejscu finiszował Chemik Bemowo. Ekipa Adriana Bery długo prezentowała się znakomicie i jak walec przejeżdżała się po kolejnych rywalach, prąc po tytuł. O wszystkim zadecydowało bezpośrednie starcie z Contrą w przedostatniej kolejce, w którym mimo prowadzenia kilkoma golami do przerwy, zespół z Bemowa dał sobie wydrzeć zwycięstwo i zarazem mistrzostwo z rąk. Trzeba śmiało przyznać, że gracze w zielonych trykotach dysponowali tej zimy teoretycznie najmocniejszą kadrą ze wszystkich pierwszoligowców, naszpikowaną uznanymi nazwiskami w środowisku warszawskiej piłki. Srebrni medaliści zagrali świetnie w ataku, o czym najlepiej świadczy druga ofensywa ligi, ale próżno szukać w niej lidera, co z kolei świadczy o tym jak wyrównaną kadrą dysponował Adrian Bera. Wyróżnić natomiast na pewno należy ofensywnie usposobionego obrońcę, Damiana Świerblewskiego oraz aktywnego Krystiana Lewandowskiego, który wielokrotnie starał się brać na siebie ciężar gry. Gdy tylko pojawiał się na meczach, wielką jakość dawał również Paweł Giel. Przede wszystkim, na słowa uznania zasłużyli jednak także obaj bramkarze: Norbert Margas i Damian Marcińczak, ale z racji, że obaj grali niemal po pół sezonu, trudno było wręczyć któremuś z nich statuetkę dla najlepszego golkipera sezonu, podczas gdy rywale pracowali na to cały sezon. Chemik tą kampanią miał sobie odbić tylko brązowy medal z jesiennej Ligi Siódemek, ale niestety i tym razem konkurencja okazała się silniejsza i swoje mistrzowskie plany będzie musiał odłożyć przynajmniej do wiosny.

Tymczasem na najniższym stopniu podium finiszował Moszna Squad. Wzmocniona przed sezonem kilkoma medalistami różnych szczebli jesiennych rozgrywek Ligi Bemowskiej trzecia drużyna sezonu zagrała bardzo dobrą zimę. Wygrała sześć meczów, dwa zremisowała i tylko raz okazała się gorsza od rywala, ulegając srebrnym medalistom. Moszna dobrze weszła w ten sezon, inkasując w pierwszych trzech starciach siedem punktów i obejmując nawet pozycje lidera. Potem jednak przyszły dwie bardzo ważne konfrontacje z jak się później okazało, późniejszą pierwszą dwójką, w których wywalczyła tylko punkt i spadła tuż za podium. Ekipa Pawła Maula jednak nie odpuściła i szybko wróciła na zwycięską ścieżkę, cały czas trzymając się tuż za plecami Young Legionu, którego ostatecznie w dziewiątej kolejce, w meczu o brązowe medale pokonała jednym golem i finalnie zakończyła sezon na najniższym stopniu podium. Moszna Squad w końcu zaprezentował równy skład, w którym główną role odegrał Michał Dryński, czwarty strzelec ligi i najlepszy obrońca sezonu. Dobry sezon ma też za sobą Marcin Osowski, który został przez nas wybrany najlepszym bramkarzem rozgrywek. Warto podkreślić, że popularny „Osa”, poza tradycyjnie donośnym gardłem i świetną grą między słupkami zanotował aż osiem asyst, co jak na bramkarza jest osiągnięciem naprawdę sporym.

Tuż za podium finiszował z kolei Young Legion, który zamyka pierwszą czwórkę, czyli grupę drużyn, która zdominowała tą edycję. Ekipa Wojtka Starożyka zakończyła sezon dwa punkty za trzecim i trzy za drugim miejscem w tabeli, a więc była o włos od medalu. Legion zaczął sezon z wysokiego C, wygrywając pierwsze dwa mecze, ale chwile potem został zweryfikowany przez pierwszą dwójkę, ulegając zarówno Chemikowi jak i Contrze, co kosztowało ich spadek z podium. Na ich usprawiedliwienie trzeba oddać, że akurat na kluczowe starcia, zabrakło w ich szeregach kilku kluczowych ogniw, ale taki jest futbol, szczególnie w wydaniu sześcioosobowym. To był jednak zimny prysznic, który przydał się Legionistom, bo wygrali kolejne cztery starcia, a po piątej serii zameldowali się na najniższym stopniu podium na którym utrzymali się niemal do końca zimy. Niestety dla nich w ostatnim ich meczu po wielkiej dramaturgii nie obronili swojej pozycji i polegli z MS, odkładając marzenia o medalach na wiosnę. Śmiało można napisać, że gracze w zielonych trykotach mieli kilku bohaterów, z których każdy miał swoje pięć minut, choć nie było też nikogo, kto odstawałby poziomem od drużyny. Gdy tylko nie zmagał się z kontuzjami, więcej niż solidny był Paweł Grzela, znakomitym wzmocnieniem okazał się Stasiek Ławcewicz, z przodu jak zwykle szarpał Piotr Wrzeszcz, a defensywą kierował niezwykle skuteczny Adrian Wiercioch.

Na piątym miejscu w tabeli finiszowały Papadensy, które wywalczyły aż sześć punktów mniej od Legionu, a więc do podium straciły aż osiem oczek. Cztery zwycięstwa i pięć porażek to bilans jakiego na pewno nie zakładali przed sezonem Dominik Podlewski i jego drużyna. Gracze w pomarańczowych trykotach byli stawiani w gronie drużyn, które powalczą o medal, tymczasem Papadensy po słabym początku (dwie porażki) potem wprawdzie wygrali dwa kolejne spotkania i zbliżyli się do podium na punkt, ale później było już coraz gorzej. Dwa zwycięstwa w pięciu pozostałych meczach pozwoliły im ostatecznie przycumować w połowie stawki. Jeżeli mielibyśmy kogoś wyróżnić to byli to z pewnością Adrian Strąk oraz Maciej Kurpias, którzy zgodnie zaliczyli po osiem goli i dziewięć asyst.

Kolejne miejsce przypadło Namelles, którzy spokojnie mogli go zakończyć przynajmniej lokatę wyżej, ale odpuścili dwa ostatnie mecze, oddając je walkowerem. Ekipa Michała Gąski pokazała jednak, że nie przez przypadek mówiło się, że może powalczyć nawet o złoto. Pokonała przecież wicemistrza, Chemika zamykając mu drogę do złota, a batalie o medale z YL i MS przegrała odpowiednio dwoma i jednym golem. Gdyby nie problemy kadrowe to kto wie gdzie zaszedłby Namelles. Tymczasem na pewno należy wyróżnić wspomnianego Gąskę, który zakończył rundę jako drugi strzelec i trzeci asystent ligi, ale nie możemy także przejść obojętnie obok postawy Kacpra Olesia, który zakończył sezon z trzynastoma trafieniami.

Na kolejnym miejscu zimę zakończył bardzo doświadczony Drink Team, który trzeba przyznać nieraz tej zimy napsuł faworyzowanym rywalom sporo krwi. Wprawdzie gracze w czerwonych trykotach przez pryzmat całego sezonu nawet nie zbliżyli się do podium, ale pokazali charakter, bo zarówno srebrni jak i brązowi medaliści musieli się wnieść na wyżyny swoich umiejętności by ich pokonać. Co więcej, niejednokrotnie obronę rywali wręcz ośmieszał doświadczony Jarosław Łowicki, który podobnie jak wspomniany Gąska zakończył zimę jako drugi snajper rozgrywek i okazał się olbrzymim wzmocnieniem ekipy z Jelonek.

Ósme miejsce wywalczyli AnonyMMous i jest to największe tegoroczne rozczarowanie pierwszej ligi. Ekipa Macieja Miękiny przystępowała do zimowych rozgrywek jako świeżo upieczony mistrz Pierwszej Ligi Szóstek z Irzyka i była jednym z głównych kandydatów do mistrzowskiego tytułu. Zaczęła sezon nawet od zwycięstwa, ale późniejsze problemy kadrowe sprawiły, że „Anonimowi” stali się dostarczycielami punktów. Już tylko dwa razy punktowali, pokonując w piątej serii ZT, a także na koniec swojej przygody remisując z DT, pozostałe mecze zaś przegrali. Szpital w drużynie sprawił, że tylko trzech zawodników zagrało więcej niż pięć meczów, a nie zawiódł jedynie kapitan, Maciej Miękina, który robił co mógł między słupkami, pokazując w kilku meczach największy bramkarski kunszt.

Tyle samo „oczek” co poprzedni zespół wywalczyły Zmarnowane Talenty, które finiszowały lokatę niżej. Gracze w niebieskich trykotach bardzo szybko pogrzebali szanse na medal, wywalczając w pierwszych czterech meczach jedno oczko, ale ten jeden punkt urwali brązowym medalistom, którym do wicemistrzostwa zabrakło właśnie tych dwóch „oczek”. Historia się powtórzyła, ponieważ w jesiennym sezonie siódemek Artur Jarosz i spółka także w pierwszym meczu kampanii zremisowali z MS, z tym że wtedy pozbawili go brązowych medali. Jedyne zwycięstwo na boisku ZT wywalczyły w starciu z ostatnią drużyną w tabeli, jednak kolejny raz pokazali, że są drużyną bardzo ambitną, wybieganą, waleczną i taką, której żaden faworyt lekceważyć nie może.

Tymczasem na szarym końcu tabeli sezon zakończył Zimbud, który jako debiutant w Lidze Bemowskiej także zapłacił frycowe. Gracze w złotych trykotach w dziewięciu meczach wywalczyli raptem jeden punkt, remisując w piątej serii z DT. Mimo ogólnie słabego wyniku, kilka razy Zimbud zmusił faworyzowanych rywali do gonienia wyniku. Przekonały się o tym choćby Contra czy Moszna Squad, które do przerwy bardzo męczyły się z ostatnią drużyną sezonu, która na pewno musi poprawić obronę, bo straciła w lidze najwięcej goli, ale pokazała siłę w ataku, a szczególnie kilka razy błysnął duet Kacper Kaszuba – Jakub Zimka.

00 01

Sponsorzy