Stara Lama tydzień temu napędziła strachu faworyzowanym 307 Targówek i po pierwszej, przeciętnej połowie w drugiej rzucili się w szaloną pogoń, która była bliska powodzenia. A że historia lubi się powtarzać, to przekonaliśmy się o tym w ich rywalizacji z KTS Chimera. Od pierwszego gwizdka znakomicie prezentowała się ekipa Pawła Janasa i już po 4 minutach było 0:3 po dublecie Tomasza Leguta i trafieniu Mateusza Chudziaka. W odpowiedzi na 1:3 w 8 minucie strzelił Max Polinski, ale następne trzy ciosy należały do KTS-u. Najpierw uderzył Maciej Bartosiewicz, po paru momentach poprawił Dawid Molenda, a na bramkę na 1:6 zdobył po przepięknym uderzeniu aktywny tego dnia Marcin Cieślak. W odpowiedzi po strzale z dystansu Vasyla Gorokhirskija zrobiło się 2:6, ale w 22 minucie Molenda po raz drugi w tym meczu wpisał się do protokołu i do przerwy było 2:7. Po zmianie stron, po pół godzinie gry indywidualną akcją popisał się golkiper gości Piotr Jakubowski i Chimera prowadziła już 2:8. Jak się okazało, nie był to koniec emocji i nie był to koniec popisów Jakubowskiego. Prowadzeni przez Ihora Kherczuka gospodarze zaczęli, tak jak tydzień temu, odrabiać straty i na pewno udałaby im się ta sztuka, gdyby nie wspomniany Jakubowski. Niemniej po 37 minutach było już 5:8, ale potem goście przetrwali szturm i wyprowadzili kontrę, po której Chudziak podwyższył na 5:9. Wynik na 6:9 ustalił Oleksandr Yeremenko. Stara Lama po raz drugi z rzędu słabo zaczyna, by potem ambitnie gonić, ale do zwycięstwa potrzebna jest większa koncentracja. KTS z kolei utrzymał przewagę z pierwszej części i zwyciężył, co pozwoliło im być w grze o medale.