Osłabiony, na początku spotkania, brakiem jednego zawodnika na boisku i ławki rezerwowych, Bukat Diablos skupił się na pilnowaniu własnej bramki. W miarę, jak dojeżdżali kolejni zawodnicy, więcej zaczynało się dziać na połowie Freestyle Teamu. Napierający Bukat oddał strzał na bramkę bez bramkarza, ale z linii ręką piłkę wybił obrońca. Ewidentny rzut karny nie został jednak zamieniony na bramkę, mocny strzał minął prawe okienko i poszybował za trybuny. Pierwszy "liść na odmułkę" dla pogubionego FT nie podziałał, bo chwilę później Maciej Dadas nie trafił główką na pustą bramkę. Drugi "liść na odmułkę", w postaci niebezpiecznego wolnego dla Diablosów, podziałał nieco lepiej, bo Freestyle nieco poukładał swoją grę. Koniec pierwszej połowy nie pozwolił nam jednak sprawdzić, na jak długo. Początek drugiej części spotkania pokazał, że Freestyle nie osiągnie dobrego rezultatu tego dnia. Wolnostylowi praktycznie nie schodzili ze swojej połowy, popełniając multum błędów. Długi czas bez gola jest wyłączną zasługą Maćka Miękiny, którego wspomagał nieco brak skuteczności napastników BD. Co się odwlecze, to nie uciecze, jak mówi stare przysłowie i najlepszy bramkarz Ligi Bemowskiej poprzedniego sezonu, był bez szans w dwójkowym kontrataku Bukatu. Łukasz Brzeszcz przytomnie zagrał do Przemka Masztalera, który z zimną krwią wbił szpadę w serce Freestyle’u. Gol dla Bukatu długo wisiał w powietrzu, aż stał się ciałem. Dziwne, że tylko jeden, bo tego dnia obrona FT przypominała kabaretki po gwałcie, pozwalając  przeciwnikom na wszystko. W końcówce Freestyle próbował odrabiać jeszcze straty, w ofensywę włączył się nawet Miękina. Nie przyniosło to jednak wyrównania, a gol dla Bukatu. Na pustą bramkę, sekundę przed końcem, z dystansu strzelił Brzeszcz, ustalając wynik spotkania na 0:2. Zwycięstwo pozwoliło zbliżyć się Bukatowi Diablos do liderującego No Name na trzy punkty.