Dla Moszny było to spotkanie jedno z wielu w kończącym się sezonie, nie grali o nic poza dobrą zabawą. Franklin natomiast aby zachować szansę na brązowe krążki mecz musiał wygrać i liczyć na potknięcie rywali w walce o podium. Po gościach w ogóle nie było widać, żeby przejmowali się walką o krążki, a na boisku mogliśmy zobaczyć, że zdecydowanie bardziej liczy się dla nich zabawa. Swobodna gra bez szczególnych założeń taktycznych spowodowała, że Moszna dość długo utrzymywała wynik na styku. Niemniej gdy tylko robiło się goręcej pod bramką FCFC, to przechodzili oni odważniej do ofensywy. Mimo, że nie grzeszyli skutecznością, to pierwszą odsłonę zakończyli prowadząc 2:6. Druga połowa to wyrównana gra, w której inicjatywę ostrożnie przejmowali gospodarze. Wydaje się jednak, że bardziej był to efekt rozluźnienia w grze gości, niż wybitnej postawy Moszny. Niemniej drugą połowę zdołali wygrać 5:4, co w ostatecznym rachunku przełożyło się na zwycięstwo Franklinów 7:10. Po stronie gospodarzy tradycyjnie o dobry rezultat drużyny walczył Eryk Stoch, a w zwycięskiej ekipie prym wiódł Patryk Roguski oraz Patryk Sobieszczański.