Zarówno Varsovia, jak i Pohybel są uczestnikami Ligi Bemowskiej od bardzo dawna. Tym bardziej ich starcie było nie lada gradkom dla sympatyków ligi siódemek na sztucznej trawie, a warto nadmienić, że w tym meczu działo się wiele! Zacznijmy jednak od samego początku, a ten zdecydowanie należał do Pohybla. Zawodnicy w zielonych strojach przeważali, głównie za sprawą duetu Kwiatkowski oraz Janecki, który raz po raz napędzał akcje swojej drużyny. Długo jednak nie mogli oni sforsować dobrze strzeżonej bramki Piotra Sędziaka. Na pierwszego gola przyszło nam jednak czekać do dwudyiestej drugiej minuty, a jego autorem został Przemysław Girgiel, który strzałem do pustej bramki dał prowadzenie swojej drużynie. Zaledwie minutę później ten sam zawodnik ponownie wpisał się na listę strzelców, tym razem po strzale z dystansu w długi róg. Do przerwy 0:2 dla Pohybla! Początek drugiej połowy i kolejne trafienie Przemysława Girgiela. Goście prowadzą 0:3 i… no właśnie, wydarzyło się coś niezwykłego. Wyraźnie zdominowana Varsovia nagle strzela bramkę dającą nadzieję, a już siedem minut później doprowadza do remisu. W wydawać by się mogło przegranym meczu, gospodarze wstali z kolan i „podjęli rękawice”. Ostatnie 10. minut meczu to istny rollercoaster i kolejne bramki zarówno dla jednych, jak i drugich. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:4, z którego bardziej powinna jednak cieszyć się Varsovia. Dobra postawa ich bramkarza, a także udana pogoń za wynikiem, dały im jeden punkt na starcie nowego sezonu.