Spotkanie Czwartej Ligi Szóstek pomiędzy Gramy Swoje i St. Varsovią było wagi ciężkiej. Gdy na boisku meldują się dwie ekipy walczące o złoto, to nie może być miejsca na nudę. W rundzie zasadniczej w starciu tych drużyn było 5:4 dla GS po dramatycznym finiszu i teraz też oczekiwaliśmy wielkich emocji. Nie zawiedliśmy się. Lepiej zaczęli nominalni gospodarze, którzy wyszli na prowadzenie po uderzeniu Adama Olszewskiego. Potem goście popełnili błąd w obronie, ale napastnik rywali nie wykorzystał okazji. I w 19 minucie zamiast 2:0 było 1:1, gdy Paweł Kapelewski świetnie wykończył podanie Karola Mroczkowskiego. Nie minęło 120 sekund i Daniel Kornatka fantastycznym uderzeniem głową po wrzutce z rożnego Marka Chechata strzelił na 2:1. Ten stan utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron Varsovia, również z różnego, wyrównała. Dośrodkującym był Karol Szatniewicz, a trafił Kamil Łukasik. Po dosłownie chwili asystę bardzo aktywnego tego dnia Adriana Cucha wykorzystał Kornatka i znowu GS byli na prowadzeniu. Lecz następne dwa ciosy należały do zespołu w różowo-czarnych trykotach. W 33 minucie Karol Mroczkowski wpisał się na listę strzelców, a w 35 Kapelewski skompletował dublet i zrobiło się 3:4. Błękitni mogli wyrównać, ale zmarnowali rzut karny. Jednak w 46 minucie był remis (który, de facto, bardziej urządzał gospodarzy). Cuch znowu podawał, a Olszewski ponownie strzelił i było 4:4. Jakby komuś było mało mocnych wrażeń, na minutę przed końcem Kornatka obił poprzeczkę. Jednak wydawało się, że to fenomenalne widowisko zakończy się podziałem punktów. Lecz w ostatniej akcji mieliśmy rozstrzygnięcie. Daniel Łukasik posłał prostopadłą piłkę do Pawła Kapelewskiego, a ten z bliska wbił futbolówkę do bramki i St. Varsovia w dramatycznych okolicznościach zwyciężyła 4:5. Ten wynik sprawia, że Michał Witkowski i jego świta muszą w ostatniej kolejce zdobyć ledwie jedno oczko, by sięgnąć po złoto. Gramy Swoje zaś musi liczyć na łut szczęścia, by wrócić na szczyt tabeli po ostatnim spotkaniu sezonu.