Nadszedł czas na absolutny szlagier tej kolejki, bowiem naprzeciwko siebie stanęli brązowi oraz srebrni medaliści poprzedniego sezonu. Od wyniku ich spotkania bardzo często zależy końcowa kolejność w rozgrywkach Ligi Bemowskiej. Spotkanie rozpoczęło się z delikatnym opóźnieniem, ponieważ goście pod nieobecność kapitana mieli kłopot ze skompletowaniem siódemki. Po pierwszym gwizdku sędziego od razu można było dostrzec, że będą to piłkarskie szachy. Obie drużyny dobrze ustawione w obronie, obie niechętne zaryzykować i ruszyć do ataku większą ilością graczy. Na boisku twarda gra i z każdą minutą rosnące napięcie. Z kontrą ruszyli zawodnicy Moszny, a w dogodnej sytuacji faulował Michał Baranowski za co otrzymał czerwoną kartkę! Oj, zapowiadało się na „ciężary” dla Chemika. Jednak, jak to często była, gra w osłabieniu paradoksalnie może pomóc. Tak też się stało, po stałym fragmencie z zamieszania skorzystał niezawodny Stasiu Kędzierski, który uderzeniem przez nogi jednego z obrońców wyprowadził drużynę na prowadzenie 3 minuty przed przerwą. Drugie 25 minut grane w przewadze wskazywałoby na pewne odrobienie strat przez gości. Gospodarze poniekąd zmuszeni do głębokiej defensywy oddali piłkę przeciwnikom, a Ci zupełnie nie potrafili wykorzystać przewagi liczebnej. Mało tego, do kolejnej kontry ruszył Stasiu i podwyższył prowadzenie! Na placu cały czas szły iskry, które w pewnym momencie spowodowały kolejną czerwoną kartkę dla Chemika. Spóźniona interwencja Macieja Baranowskiego zaowocowała drugą żółtą kartką, która zakończyła jego występ w meczu. Do końca zostało 15 minut i dwa gole różnicy. Goście musieli wykorzystać taką przewagę, lecz tego dnia przewaga liczebna wcale im nie pomagała. Spieszyli się w rozgrywaniu gubiąc piłkę, zbyt szybko decydowali się na strzały. Ich napór zaowocował golem kontaktowym w wykonaniu Macieja Latosiewicza. Chemik kontynuował szczelną obronę, dzięki której nie tylko nie tracił kolejnych goli, ale również próbował lobować grającego wysoko bramkarza. Na 4 minuty przed końcem Latoś świetnie uderzył z pierwszej piłki doprowadzając do upragnionego remisu. Ostatnie minuty to kontynuacja niemrawych ataków Moszny, które nie przyniosły kolejnego trafienia. Mając na uwadze grę w przewadze przez całą drugą połowę vice-mistrzowie z pewnością czują wielki niedosyt, a brązowi medaliści mogą być zadowoleni z wykonanej ciężkiej pracy. Hit nie zawiódł.