Podsumowanie sezonu Jesień 2019 - I liga siódemek

Sezon Jesień 2019 Pierwszej Ligi Siódemek także przeszedł do historii i trzeba przyznać, że był to najlepsza edycja od bardzo dawna! Hegemonia Chemika Bemowo, który ostatecznie finiszował na trzecim miejscu została przerwana przez ich największego rywala od kilku kampanii, Gladiatorów, którzy po raz drugi w swojej historii sięgnęli po mistrzostwo Ligi Bemowskiej! Obie drużyny pogodziła ekipa, która okazała się największym objawieniem tej jesieni, a mianowicie Young Legion. Co ciekawe z takim samym dorobkiem punktowym co brązowy medalista rozgrywki zakończył czwarty w stawce Moszna Squad i to te cztery ekipy zdominowały jesienne zmagania. Dziś kończymy nasz cykl podsumowujący zmagania w sezonie jesiennym na boiskach Ligi Bemowskiej!

 

To był naprawdę bardzo emocjonujący i wyrównany sezon. Wprawdzie stawka szybko podzieliła się na dwie połowy, które zgodnie walczyły o najwyższe cele oraz o utrzymanie, ale i tak pasjonująca walka towarzyszyła nam do ostatniej kolejki. Z pięciu drużyn z czasem wykruszył się Zjazd i w grze pozostali tylko: Gladiatorzy, Young Legion, Chemik Bemowo oraz Moszna Squad, którzy do samego końca walczyli o kolejność na podium. Najlepiej świadczy o tym fakt, że czwarty na koniec sezonu MS stracił do mistrza, którego notabene pokonał, tylko jeden punkt. Wyścig ostatecznie wygrali Gladiatorzy, których kluczem do sukcesu okazała się najlepsza ofensywa w lidze na poziomie ponad dwudziestu goli strzelonych więcej od drugiego zespołu w tym zestawieniu. Wprawdzie gracze w fioletowych trykotach okazali się najsłabszą obroną z pierwszej czwórki, ale nie przeszkodziło im to zgarnąć najważniejsze trofeum. Gladiatorzy świetnie zaczęli sezon, wygrywając pierwsze cztery mecze i obejmując prowadzenie w tabeli. Potem jednak w trzech kolejnych starciach dwa razy stracili punkty, ulegając MS i remisując z YL, co zesłało ich w konsekwencji na pozycje wicelidera. Finisz w ich wykonaniu był już bezbłędny. Wygrali dwa mecze w tym ten ostatni najważniejszy, po wielkiej dramaturgii z odwiecznym rywalem, Chemikiem Bemowo, który decydował o mistrzostwie Ligi Bemowskiej. Nowy mistrz tym samym po raz pierwszy w historii pokonał ekipę Adriana Bery i zrobił to w najważniejszym dla siebie momencie. Najlepszy atak oczywiście znalazł swoją wymowę w statuetkach, których gracze w fioletowych trykotach zgarnęli aż trzy. Królem strzelców został Michał Dryński, najlepszym asystentem Kamil Kuczewski, a tytuł najlepszego zawodnika sezonu powędrował do Pawła Pająka, który stawiał stempel na niemal każdej akcji nowego mistrza. Gladiatorzy to jak zwykle jednak znakomity kolektyw, który mógł imponować walecznością, zaangażowaniem wybieganiem i walorami czysto piłkarskimi. Wielkie Gratulacje!

Wicemistrzem Pierwszej Ligi Siódemek został tymczasem debiutujący w naszych rozgrywkach Young Legion, który także zdobył dwadzieścia dwa punkty. To ekipa świetnie znanego nam duetu Wojtek Starożyk – Jakub Lipa, która w tej edycji pokazała nam dwa zespoły. Właśnie młodą drużyna YL oraz grającą w czwartej lidze, ekipę weteranów – Old Legion. Spodziewaliśmy się, że Legioniści prowadzeni do boju przez dwójkę Adrian Wierciochnajlepszy obrońca ligi oraz Bartek Adamiak – drugi strzelec kampanii, mogą namieszać, ale że aż tak, to chyba nie spodziewali się nawet oni sami. Tymczasem rozgrywki zaczęli od drugiej serii, ale od razu z wysokiego C. Wygrali pięć pierwszych meczów, w tym z ówczesnymi obrońcami mistrzowskiego tytułu – Chemikiem. To właśnie wtedy nadrobili zaległości i z kompletem pięciu zwycięstw wysunęli się na samotne prowadzenie w tabeli. Potem przyszła zadyszka z czołówką, a dokładnie porażka z Moszną i remis z późniejszymi mistrzami i to właśnie te stracone punkty zaważyły na tym, że Legion skończył jesień na drugim miejscu, ustępując mistrzowi tylko gorszym bilansem goli. W dwóch ostatnich starciach YL obronił swoją pozycję, a w najważniejszej konfrontacji sezonu pomiędzy Gladiatorami, a Chemikiem zabrakło jednej bramki dla tych drugich, by gracze w zielonych trykotach mogli cieszyć się z majstra. Srebrni medaliści to również najlepsza obrona, która swoją wymowę znalazła nie tylko w statuetce dla najlepszego obrońcy - Wierciocha, ale również w nagrodzie za najlepszego bramkarza jesiennej kampanii dla etatowego kolekcjonera statuetek w naszej lidze, Arka Siwińskiego.

Krążki koloru brązowego w tej edycji zgarnął Chemik Bemowo, który mimo nie satysfakcjonującego ich wyniku, zagrał bardzo dobry sezon. Ekipa Adriana Bery tylko dwa razy straciła punkty, ale wobec tak dobrze grającej konkurencji starczyło to tylko do brązu. Obrońcy mistrzowskiego tytułu z wiosny przegrali bowiem, jak się później okazało z najważniejszymi rywalami. Najpierw ulegli nieoczekiwanie „Legionistom”, a następnie w tym najważniejszym meczu przegrali z Gladiatorami, ulegając im po raz pierwszy w historii. Nie pomógł nawet bardzo doświadczony zaciąg w postaci choćby Bartosza Osolińskiego czy Damiana Świerblewskiego, świetna gra między słupkami Norberta Margasa, czy, tradycyjnie równa, wysoka forma, jaką prezentował jak zwykle bardzo nieustępliwy Maciej Baranowski. Mało tego, w perspektywie całego sezonu to minimalne zwycięstwo nad Moszna Squadem, dosłownie wyrwane rywalom w ostatnich minutach zapewniło im najniższy stopień podium.

Tuż za podium zaś finiszował Moszna Squad, który co ciekawe uzbierał tyle samo punktów co Chemik, ale brązowe medale przegrał w właśnie w bezpośrednim boju, po dramatycznej końcówce. Ekipa Pawła Maula zaczęła sezon od falstartu, czyli porażki ze ZT. Jak się później okazało, ta wpadka zadecydowała o losach mistrzowskiego tytułu, za co zawodnicy w błękitnych koszulkach, mogą sobie pluć w brody. Potem jednak popisała się najdłuższą passą, aż sześciu zwycięstw z rzędu, która po siedmiu kolejkach wywindowała ją na sam przód tabeli. Potem jednak przyszła wspomniana porażka z ekipą Adriana Bery, która jak się później okazało była fatalna w skutkach. Nie pomogły wcześniejsze zwycięstwa z późniejszym mistrzem i wicemistrzem, bo te sześć straconych punktów w tym bezpośrednia porażka okazały się kluczowe. Mimo wszystko MS powinien być zadowolony z sezonu, bo w końcu zagrał na miarę oczekiwań, a duża w tym zasługa wzmocnień. Najlepszym graczem czwartej drużyny jesieni okazał się bowiem Adrian Brzuchacz, który w raptem sześciu meczach uzbierał siedem goli i dołożył dziesięć asyst. Być może gdyby Reprezentacji Ligi Bemowskiej dotarł na wszystkie mecze, to właśnie w jego ręce powęrdowałaby statuetka dla najlepszego gracza sezonu.

Kolejne trzy drużyny tworzą grupę, którą od pierwszej czwórki dzieli przepaść, ale z drugiej strony zakończyli oni sezon ze znaczną przewagą na spadkowiczami. Jednak ich droga do tego miejsca znacznie się od siebie różniła. Piąte miejsce na koniec jesiennej kampanii przypadło Zmarnowanym Talentom, które ostatecznie wywalczyły trzynaście punktów. Absolutni debiutanci w Lidze Bemowskiej zagrali w kratkę, ale już na start rozgrywek pokonali czwarty ostatecznie MS. Poza tym przegrali z pierwszą trójką, wygrali z potencjalnie słabszymi rywalami i zremisowali ze Zjazdem. Jak na debiutantów całkiem dobry rezultat. A motorem napędowym tego zespołu był bardzo aktywny Łukasz Jarosz. Jeden punkt mniej zgromadziła St. Varsovia. Ekipa Michała Witkowskiego zaczęła od czterech porażek, ale wystarczy spojrzeć na kalendarz, a zobaczymy że grali z samą śmietanką ligi siódemek. Trzeba jednak zaznaczyć, że każdy z tych rywali musiał się sporo napocić, by pokonać byłych mistrzów Drugiej Ligi Siódemek z wiosny. Beniaminek zaliczył świetny finisz, kiedy to pokonał dosłownie całą drugą połowę tabeli i spokojnie utrzymał się na najwyższym szczeblu. Bez wątpienia Varsovię stać na grę na wysokim poziomie, jednak trudno będzie im podjąć rękawice, kiedy najważniejsze ogniwa w kluczowych meczach nie będą docierać na boisko. Jeśli tylko popularny „Witek” upora się i z problemami i ustabilizuje skład na wszystkie spotkania, stać ich, by jeszcze na Wiosnę nieco namieszać. Dopiero siódme miejsce zaś, przypadło Zjazdowi, który jako jedyny z tej trójki najdłużej utrzymywał się blisko pierwszej czwórki, niemal do końca pozostając w walce o medale. Zawdzięcza to trzem zwycięstwom na start jesieni. Potem jednak ich formę zweryfikował późniejszy mistrz, a następnie przyszły dwa pechowe remisy, które jak się potem okazało były początkiem najgorszego. Ekipa Tomka Drzała już się nie podniosła, zaliczając do końca sezonu jeszcze trzy porażki. Na plus na pewno wypadli jednak bramkostrzelny Paweł Leszczyński, czy wszędobylski Piotr Królczak. Jednak Zjazd dzięki punktom uzbieranym na początku kampanii o utrzymanie mógł być spokojny.

Trzy ostatnie miejsca zajęły drużyny, które do samego końca walczyły o uniknięcie spadku, a najwięcej szczęścia z tej trójki miały Wariaty Kuchara, które pozostanie w elicie zapewniły sobie na kolejkę przed końcem sezonu, pokonując w bezpośrednim meczu UKS Południe Czosnów. Stasiu Kędzierski i spółka nie zaliczą tego sezonu do udanych. Jako beniaminek nie byli stawiani w gronie kandydatów do medalu, ale środek tabeli w naszym mniemaniu był w ich zasięgu. Jednak podobnie jak St. Varsovia, sami zrobili sobie problem, stawiając się na mecze często w mocno przetrzebionym zestawieniu, co tu dużo mówić, znacznie słabszym, niż na zapleczu I ligi. Naszym zdaniem, jeśli oba te zespoły zaczną przychodzić w swoich szerokich i podstawowych zestawieniach, to stać je, by na Wiosnę odegrać istotniejszą rolę w pierwszoligowych rozgrywkach.

Pierwszym spadkowiczem okazał natomiast się UKS Południe Czosnów, czyli drużyna która po ponad rocznej przerwie powróciła do naszej ligi. Ekipa Artura Abramczyka wprawdzie wygrała na start rozgrywek, ale potem było już tylko gorzej. „Biało-czerwoni” nie grali co prawda źle, ale przegrywali pechowo i to niemal wszystko, do końca edycji tylko raz remisując ze Zjazdem. To sprawiło, że systematycznie spadali w dół, aż do drugiej ligi. Prezes jak zwykle miał pretensje do swojego zespołu o jego liczebność i stawiennictwo na meczach, ale naszym zdaniem, tym razem zabrakło im odrobinę jakości piłkarskiej, by utrzymać się w elicie.  Na szarym końcu zaś finiszowali Bonum Guys, którzy mieli być „czarnym koniem” rozgrywek. Młoda ekipa Kamila Jurgi borykała się jednak z problemami kadrowymi, co kosztowało ją choćby trzy walkowery. Jednak jak już się stawili to zawsze zostawili na murawie mnóstwo zdrowia i trzeba przyznać, że napędzili mnóstwo strachu choćby mistrzom czy brązowych medalistom, zmuszając ich do największego wysiłku. Nie zmienia to postaci rzeczy, że zachowanie takie jak w ostatnim meczu, gdy drużyna nie stawiła się na mecz o 9:00, wcześniej zapewniając organizatorów o swoim stawiennictwie świadczy o braku szacunku: zarówno wobec drużyny przeciwnej, organizatora, jak i kolegów, którzy na ten mecz przyjechali. Panowie, nie chcemy w naszych rozgrywkach takich drużyn, bo wszyscy przychodzą tu pograć w piłkę, spędzić fajnie czas i spotkać się z kolegami z boiska.  Szanujmy się nawzajem, więc jeśli kiedyś chcielibyście jeszcze spróbować swoich sił w naszych, czy innych rozgrywkach, to przemyślcie sprawę dwa razy, czy na pewno jesteście gotowi na takie wyzwania.

00 01

 

Sponsorzy