Podsumowanie sezonu Jesień 2020: 1. Liga Siódemek
Czas na punkt kulminacyjny naszego cyklu podsumowań, czyli na przegląd Pierwszej Ligi Siódemek. Emocji tej jesieni było co nie miara. Ostatecznie na tron powrócił Chemik Bemowo, ale jego droga po złoto nie była usłana różami. Wicemistrzostwo przypadło Mosznie Squad, która grała najrówniejszy sezon, ale w decydujących momentach zawiodła. Na najniższym stopniu podium finiszowała rewelacja jesieni, debiutująca w naszych rozgrywkach ekipa Dynama. To gracze z Ukrainy najwięcej indywidualności pośród wszystkich pierwszoligowców, co przełożyło się na osiągnięcia w statystykach, gdzie triumfowali Bogdan Tokarchyk oraz Włodek Frantyk. Zapraszamy na podsumowanie najwyższego szczebla ligi siódemek przy Obrońców Tobruku 11.
Nowy – stary mistrz powraca na tron. Dwa sezony czekał Chemik Bemowo by wrócić na najwyższy stopień Pierwszej Ligi Siódemek. Ostatnią wiosną oraz poprzedniej jesieni musiał oglądać plecy Gladiatorów. Tym razem jednak największy oponent rozegrał słaby sezon, a i ekipa Adriana Bery grywała już znacznie lepsze kampanie. Trzeba śmiało stwierdzić, że tym razem pomogli jej rywale. „Zieloni” zaczęli od sensacyjnej porażki z Dynamem, ale szybko wrócili na ziemie wygrywając trzy kolejne starcia i wskakując na pozycje wicelidera. Sensacyjne porażki to była niestety domena tej jesieni Chemika. Chwile potem bowiem dał się ograć AFC i spadł na trzecie miejsce. Tydzień potem jedna już pozbawił szans na złoto Gladiatorów, rozpoczynając swój marsz po mistrza. Trzy kolejne zwycięstwa w tym to najważniejsze, na koniec rozgrywek z Moszna Squadem. Tylko zwycięstwo dawało Chemikowi mistrza. Ten wygrał pewnie, rzutem na taśmę wracając na tron Pierwszej Ligi Siódemek. Wspomnieliśmy, że pomogli rywale. Otóż najbardziej wicemistrz, który w końcówce sezonu stracił punkty z ostatnią drużyną w tabeli, a także Dynamo, które zagrało słabą drugą połowę sezonu. Chemik mimo kilku wpadek, w liczbach wygląda imponująco. Najlepszy atak i najszczelniejsza defensywa ligi. Za bramki tym razem odpowiadał trzeci strzelec rozgrywek, Piotr Dzisiów, który niemal w każdym meczu wpisywał się na listę strzelców. Zaś tyły zabezpieczał najlepszy bramkarz ligi, Norbert Margas oraz najlepszy obrońca, Norbert Jędrzejczyk, który do tego okazał się drugim asystentem całej kampanii.
Wicemistrzostwo przypadło Moszna Squadowi, który jednak zagrał najrówniejszy sezon z pierwszej trójki. Ekipa Michała Burzyńskiego wygrała pierwszych pięć meczów, w tym to jedno z najważniejszych, z ówczesnym liderem, Dynamem. Moszna zaczęła jednak od drugiej kolejki, a więc musiała gonić stawkę. Zrobiła to bardzo szybko, a od piątej serii objęła prowadzenie w lidze, które straciła dopiero po ostatniej serii. Wszystko szło po ich myśli, aż do zaległego starcia z ostatnim w stawce BKS-em, który zdobył bramkę po rykoszecie w 1 minucie meczu i wygrał go 1:0, doprowadzając finalnie do istnej katastrofy. Nie pomogło nawet pokonanie potem Galdiatorów, bo postawa Chemika oznaczała, że obie ekipy o złoto zagrały w ostatniej serii. Lepszego scenariusza nie mogliśmy sobie wymarzyć. W decydującym starciu, mimo uprzywilejowanej sytuacji MS (wystarczył remis), to Chemik wyrwał z jego rąk mistrzowskie berło, wracając na tron. Nasuwa się wręcz stwierdzenie: na własne życzenie. Tak naprawdę wicemistrz przegrał batalię o złote medale sensacyjną porażką z Górkami. To był bardzo dobry sezon Moszna Squadu, ale niestety znów zabrakło tego czegoś, może wyrachowania, może zimnej krwi. Wyróżnili się na pewno Daniel Grynczel w bramce oraz stoper, Mateusz Piziorski, którzy odpowiadali za szczelną defensywę, natomiast w ataku brylowali: najlepszy strzelec, Adrian Brzuchacz, ale także wszędobylscy: Maciej Latosiewicz, Piotr Świstak czy Bartek Adamiak. Wymieniliśmy kilka nazwisk, ale w tej drużynie jak zawsze dominował kolektyw.
Brązowe krążki wywalczyła rewelacja jesieni, debiutująca w lidze siódemek, ekipa Dynama. Gracze rodem z Ukrainy prowadzeni do boju przez ofensywny tercet: Roman Trotsko – Bohdan Tokarchyk – Wlodzimierz Frantyk zaliczyli istne wejście smoka. Najpierw ograli wicemistrza z jesieni, Chemika, a tydzień potem odprawili z kwitkiem obrońców mistrzowskiego tytułu, Gladiatorów. Do tego dołożyli zwycięstwo z AFC, co dało im sensacyjne prowadzenie w tabeli. Po takim początku byliśmy pewni, że nikt nie zatrzyma Dynama. Tymczasem gracze w niebieskich trykotach zachłysnęli się chyba sukcesami, bo szybko zostali zweryfikowani przez innego debiutanta, Victorię Grochów. To jeszcze nie zachwiało ich pozycji, ale już kolejne dwie porażki, w tym z późniejszym wicemistrzem zesłały ich na najniższy stopień podium. Dynamo się jednak podniosło. Wygrało trzy ostatnie mecze i do ostatniej serii miało szansę na srebro. Potrzebna była jeszcze porażka Chemika, ale ten jak wiemy pokonał w decydującym meczu Mosznę. Ekipa z Ukrainy zatem powtórzyła wyczyn ze swoje debiutanckiego sezonu: Lato 2020, gdzie także sięgnęła po brąz. Szkoda, bo Dynamo po świetnym początku i przerwaniu dominacji drużyn ze ścisłej czołówki narobiła nam apetytów nawet na debiutanckiego mistrza, co byłoby wydarzeniem bez precedensu. Tak czy owak w naszym odczuciu był to najlepszy debiutancki sezon w pierwszej lidze jaki pamiętamy, a tacy gracze jak Tokarchyk czy Frantyk, którzy wywalczyli odpowiednio tytuły królów strzelca i asystentów, zdobędą jeszcze nie jedną statuetkę w naszych rozgrywkach.
Miejsce czwarte zajął ustępujący mistrz, Gladiatorzy. To nie był udany sezon ekipy Karola Truszczyńskiego, która zagrała najsłabszą kampanię odkąd dołączyła do Ligi Bemowksiej. Już na początku rundy przyszła sensacyjna porażka z Dynamem. Potem niby Gladiatorzy wrócili na zwycięskie tory, ale wszystkie najważniejsze mecze, z Chemikiem i Moszną przegrali, a do tego dostali lanie od Zjazdu i gdyby nie gra w kratkę innych rywali ich miejsce mogło by być niższe. Przyczyn tak słabej postawy należy szukać w problemach kadrowych, które w tej edycji akurat nasiliły się właśnie w szeregach byłych już mistrzów.
Kolejne drużyny dzieli jeszcze większa przepaść od podium, a dokładnie dwie następne drużyny, Zjazd oraz Argentina FC straciły do strefy medalowej już siedem punktów, ale trzeba przyznać, że obie miały swoje pięć minut. Ekipa Tomka Drzała grała w kratkę, notując trzy zwycięstwa, dwa remisy i cztery porażki, ale trzeba przyznać, że jak już wygrywała to z nie byle kim. Najpierw w piątej serii ograli liderujące Dynamo, natomiast w ósmej kolejce w zaległych meczach najpierw pozbawili szans na medale Gladiatorów, a dzień potem właśnie AFC. Jak zawsze swoją robotę robił duet Emil Piwnik – Piotr Królczak, a w tej edycji dostał wsparcie od nowego nabytku „żółtych”, Marka Szczepanika. Tymczasem także jedenaście punktów uzbierała Argentina FC, która niemal do końca walczyła o brąz. Ekipa niesfornego Peco Parrello okazała się kolejną rewelacją rozgrywek. Jakby nie było był to beniaminek, który szybko zapłacił frycowe, przegrywając dwa pierwsze mecze. Nie zrobiło to na nich wrażenia, bo w kolejnych pięciu grach wywalczyli jedenaście punktów i na dwie kolejki przed końcem sezonu mieli tylko punkt straty do podium. Niestety dla nich „Błękitno – biali” nie wytrzymali ciśnienia i przegrali w decydującym meczu ze Zjazdem, grzebiąc szanse na medal. Mimo wszystko należy pochwalić postawę drużyny z Ameryki Południowej, która zagrała bez żadnych kompleksów, a z rewelacyjnej strony pokazał się Bryan, który w pięciu meczach zdobył pięć goli, do których dołożył dwie asysty i aż trzy razy wybrano go na gracza meczu.
Tylko punkt mniej wywalczyła Victoria Grochów, czyli kolejny debiutant w pierwszej lidze. Gracze w zielonych trykotach zagrali typowo w kratkę. Wygrali tylko trzy mecze, ale w tym jako pierwsi powstrzymali rewelacyjnego lidera, Dynamo, pokazując że drzemie w nich duży potencjał. Z dobrej strony pokazali się tacy gracze jak Olivier Tetkowski czy Patryk Liszewski, którzy niejednokrotnie stanowili o obliczu drużyny.
Miejsce ósme zajęły Zmarnowane Talenty, które do ostatniej kolejki biły się o utrzymanie w elicie. Łukasz Jarosz i spółka po niezłym początku jesieni potem zagrali typowo w kartkę, z tym że bardziej remisy przeplatali z porażkami. Mało tego w ostatniej kolejce w meczu o utrzymanie walczyli z Zaborowem. To jednak im wystarczył remis i taki wynik też padł, zostawiając „Talenty” w pierwszej lidze. Ktoś do wyróżnienia: na pewno duet Krzysztof Biełożyt – Tomasz Żero, czyli gracze którzy harowali na całym boisku.
Pierwszym spadkowiczem został FC Zaborów, który po dwóch sezonach w pierwszej lidze wraca na jej zaplecze. Ekipa Darka Kopcia zaczęła sezon od efektownego zwycięstwa, ale niestety było to jej jedyny triumf tej jesieni. Zaborów nie grał źle, ale przegrywał stykowo, bądź pechowo remisował. De facto stał się specjalistą od nierozstrzygniętych meczów, notując aż cztery remisy. Z dobrej strony prezentowali się: Bartek Łysiak oraz czwarty strzelec ligi, Sylwek Jacewicz, ale do utrzymania było to za mało.
Na szarym końcu pierwszoligowej tabeli zakotwiczył BKS 04 Górki, czyli były mistrz Drugiej Ligi Siódemek szybko wraca na stare śmieci. Dla Mikołaja Tchorzewskiego i spółka ten sezon, wobec niestabilnego składu i wciąż nie powracającego po kontuzji Igora Jaszczaka, okazał się bardzo trudny. Stać ich było tylko na dwa zwycięstwa, ale to jedno nad Moszna Squadem sprawiło, że rywal skomplikował sobie na tyle sytuacje, że już się z niej nie wygrzebał.