W przed ostatnim spotkaniu czwartej kolejki drugiej ligi Canarinhos podejmowali Saską Kępe. Przed tą kolejką obie ekipy mogły się pochwalić kompletem zwycięstw, z tym że ekipa Korneliusza Troszczyńskiego grała jeden mecz więcej i to ona prowadziła w tabeli, podczas gdy gospodarze przystępowali do tej serii z trzeciego miejsca. Humory „Kanarkowych” nie były jednak za dobre, gdyż dwa dni wcześnie trochę nieoczekiwanie musieli uznać wyższość Legionu. Jednak patrząc na ich poczynania w pierwszej połowie potyczki z Saską Kępą można było odczuć, że solidnie odrobili lekcję, a jeżeli do tego dołożyć fakt, że goście wystąpili bez kilku kluczowych graczy można było śmiało zakładać, że druga połowa będzie tylko formalnością, ale od początku. W prawdzie po dziesięciu minutach w miarę wyrównanej gry pierwsi bramkę strzelili goście, a dokładnie na listę strzelców wpisał się Sebastian Sitek, ale to jak się za chwilę okazało był bodziec dla gospodarzy, którzy do końca pierwszej części zdominowali poczynania na boisku. Najpierw wyrównał Piotr Kołączyński, natomiast kolejne dwa gole dołożył bardzo aktywny Adrian Gajos i Canarinhos prowadzili do  przerwy 3:1. Po zmianie stron szybki kontakt za sprawą Kacpra Czyżyka złapali goście, ale odpowiedź rywali była natychmiastowa i chwilę potem po golu Kołaczyńskiego było 4:2. Wydawało się, że bardzo dobrze grający jeszcze na początku drugiej odsłony Kanarkowi pójdą za ciosem, bądź przynajmniej będą kontrolować grę. Tymczasem stało się zupełniew odwrotnie. Z każdą minutą ambitnie grający goście zyskiwali przewagę, którą zaczęli systematycznie zamieniać na gole. Nim się obejrzeliśmy, a po golach Czyżyka i Sitka był remis 4:4. Canarinhos stanęli, a gracze z Saskiej poczuli krew i poszli za ciosem. W ciągu trzech kolejnych minut wbili rywalom trzy gole, odjeżdżając na 7:4 (Michał Witan, Marcin Prasek, Czyżyk). Mało tego tuz przed ostatnim gwizdkiem sędziego gospodarzy dobił jeszcze Rafał Wujek, ustalając wynik na 8:4 dla Saskiej Kępy.