Podsumowanie sezonu Lato 2019 - IV liga

Jak to już tradycyjnie bywa, tuż po zakończeniu sezonu nadchodzi czas podsumowań. Nasz cykl rozpoczniemy jak zawsze od najniższego szczebla Letniej Ligi Bemowskiej, a dokładnie od czwartej ligi. Tutaj zmagania i to z różnicą pięciu punktów wygrali Haratacze, ale tak naprawdę tak znaczącą przewagę uzyskali dopiero w ostatniej kolejce, w której rozstrzygały się losy tytułu i całego podium. Wicemistrzem został rewelacyjny debiutant, Car Net Polska, natomiast krążki koloru brązowego zawisną na szyjach Januszy Na Pikniku. Wszystkim medalistom oraz laureatom statuetek serdecznie gratulujemy i zapraszamy na podsumowanie czwartego szczebla Letniej Ligi Bemowskiej 2019!  

To był niezwykle szalony sezon. Wprawdzie lider zmieniał się tylko trzy razy, ale tuż za nim wszystko rotowało się jak w kalejdoskopie. Rywalizacja w tej edycji była tak wyrównana, że na dwie kolejki przed jej końcem nawet przedostatnia drużyna w tabeli miała jeszcze realne szanse na medal. Ostatecznie jednak najlepsi okazali się Haratacze, którzy w przekroju całego sezonu zagrali najrówniej ze wszystkich czwartoligowców. Wprawdzie ekipa Patryka Rosłańca już w drugiej serii musiała uznać wyższość Chimery, ale zwycięstwo w pierwszym meczu pozwoliło jej utrzymać pozycje na podium, którego nie opuścili od początku do końca sezonu. Haratacze szybko pozbierali się po porażce, wygrywając dwa kolejne starcia i cały czas trzymając się za plecami liderującego wtedy przez kilka kolejek Walca. Następnie przyszła jeszcze kolejna porażka i to sromotna z Januszami, ale już następna seria, szósta była dla nich przełomową. Otóż gracze w pomarańczowych trykotach pokonali w niej wicelidera oraz wykorzystali pauzę lidera i wskoczyli na pierwsze miejsce w tabeli, którego do końca kampanii zaciekle, ale przede wszystkim skutecznie bronili, wygrywając już wszystkie cztery mecze, w tym ten ostatni z Walcem, zgarniając finalnie złote medale. Haratacze mogą pochwalić się najskuteczniejszym atakiem ligi, czego niewątpliwie bardzo duża zasługa Karola Truszczyńskiego - najlepszego asystenta tych rozgrywek, który miał bezpośredni wpływ na, aż osiemnaście goli swoich kolegów z drużyny, samemu dokładając pięć trafień. Zdobycze bramkowe zaś rozłożyły się na kilku graczy. Najskuteczniejszym snajperem mistrza czwartej ligi okazał się zdobywca dziesięciu trafień, Mateusz Repczyński, a świetnie wsparli go dziewięcioma golami zarówno Andrzej Załucki jak i Maksym Frantisov. Można śmiało napisać, że Haratacze zrobili wielki postęp w porównaniu z zeszłymi letnimi rozgrywkami, w których zajęli dopiero siódme miejsce. Czapki z głów! 

Srebrne krążki wywalczył rewelacyjny debiutant w naszych rozgrywkach, Car Net Polska. Ekipa prowadzona do boju przez niewątpliwie najlepszego piłkarza sezonu, Macieja Mazurkiewicza zaczęła przygodę z Ligą Bemowską wprawdzie w kratkę, uzyskując w czterech meczach raptem cztery punkty i plasując się w połowie stawki. CNP jednak rozkręcał nam się z meczu na mecz, a od piątej kolejki zaliczył serię czterech zwycięstw z rzędu, ale co ciekawe wobec postawy innych drużyn już po drugim zwycięstwie zameldował się na pozycji wicelidera. W siódmej serii gracze w białych trykotach pauzowali, spadając lokatę niżej, ale w ósmej nadrobili zaległości, pokonując dzień po dniu bezpośrednich rywali do podium (Walec, Chimera) i wrócili na drugie miejsce w tabeli. Tak naprawdę przed ostatnią kolejką mieli jeszcze szansę na „majstra”, bo tracili do lidera tylko dwa punkty. W ostatniej serii gier jednak, nieoczekiwanie przegrali z Awanturą Warszawa, tracąc definitywnie szansę na złoto. Na ich szczęście, jednak zarówno Janusze jak i Walec przegrali swoje najważniejsze mecze i to właśnie Car Net Polska mógł się cieszyć ze srebrnych krążków. Świeżo upieczeni wicemistrzowie może w ofensywie nie powalali w statystykach, ale jeżeli chodzi o defensywę, to mogą się pochwalić ex equo drugą najszczelniejszą w lidze. Największą ich siłą był bez wątpienia kapitan, lider drużyny, niekwestionowany najlepszy gracz tej edycji, Maciej Mazurkiewicz, a statystyki na poziomie dziesięciu goli i szesnastu asyst mówią same za siebie.

Tyle samo punktów co Car Net Polska wywalczyli Janusze Na Pikniku, którzy jednak przegrali bezpośrednią konfrontację aż 6:0 i musieli zadowolić się medalami koloru brązowego. Drużyna Krzysztofa Sobieszczuka podobnie jak poprzednicy rozpoczęła ten sezon w kratkę, uzyskując po czterech starciach także cztery „oczka”. Potem ewidentnie wzięli się do roboty i również analogicznie do CNP wygrali kolejne cztery starcia, a przełomowym było to z piątej kolejki, gdy rozbili w pył późniejszego mistrza, aż 12:3. Wprawdzie wtedy jeszcze nie zameldowali się na podium, ale zrobili to tydzień potem po zwycięstwie nad Awanturą. Wtedy to doszło do wielkiej roszady na podium, na którym pozostali tylko Haratacze. JNP przez następne dwie kolejki skutecznie odpierali atak oponentów, nie dając się zepchnąć za strefę medalową. W ostatniej serii o mały włos straciliby medal ponieważ nie dali rady Rekinom Biznesu, ale podobnie jak do srebrnych medalistów, do nich również uśmiechnął się los, ponieważ rywale grali ewidentnie pod nich. Janusze to przede wszystkim świetna obrona, druga w lidze, ale i trzeci atak czwartej ligi. Na pewno wielka zasługa w tym trzeciego strzelca ligi, Patryka Czarnowskiego. Strach pomyśleć co by było gdyby ten zawodnik zagrał we wszystkich spotkaniach, bo na dorobek jedenastu goli potrzebował raptem trzech spotkań (!). To był już dziesiąty sezon Januszy Na Pikniku w Lidze Bemowskiej i ich drugi medal. Serdeczne Gratulacje!

Tuż za podium finiszowali chyba najwięksi przegrani tego sezonu, Walec. Ekipa Maćka Zarzyckiego była stawiana w ścisłym gronie pretendentów do złotych medali. Wsparta zawodnikami pierwszoligowej Zielonej Polany miała w cuglach wygrać czwartą ligę. I nawet świetnie zaczęła rozgrywki gromiąc Awanturę. Jednak przebłyski nierównej gry przyszły już tydzień potem, gdy nieoczekiwanie przegrali z ostatnią drużyną tej kampanii. Walec jednak szybko się otrząsnął i wygrał dwa kolejne starcia, a już po pierwszym zwycięstwie objął prowadzenie w tabeli. Te utrzymał do szóstej kolejki, mimo nieoczekiwanej porażki z Chimerą. Po piątej serii gracze w czarnych trykotach zaliczyli aż trzy tygodnie pauzy, co okupili spadkiem na piątą pozycję. Do gry wrócili w ósmym tygodniu zmagań, ale tu zaczęły się schody, bo musieli grać po dwa mecze dziennie, co wyszło im ze zmiennym szcześciem. We wspomnianej ósmej serii pokonali bardzo groźnego rywala w postaci TSP, ale przegrali z CNP. Tydzień potem przed decydującą kolejką, w której też mieli do rozegrania dwa mecze, mieli szansę nawet na mistrzostwo. I to bez względu na inne wyniki dwa zwycięstwa dawały im złoto. Walec gładko pokonał Złotopolskich, ale w najważniejszym meczu o mistrzostwo czwartej ligi wyraźnie przegrał z Harataczami 8:2 i zakończył sezon na czwartym miejscu, najgorszym z możliwych dla sportowców. Gracze w czarnych trykotach zakończyli rozgrywki jako druga ofensywa czwartej ligi. Najbardziej wyróżniającą się postacią był aktywny w przekroju całego sezonu Mateusz Piziorski, który strzelił aż dwanaście goli i zanotował do tego siedem asyst. Nie możemy również przejść obojętnie wobec statystyk dwóch innych graczy: autora dziesięciu goli i pięciu ostatnich podań – Kamila Iwanowicza oraz o Bartłomieja Woźniaka, który zakończył sezon z dorobkiem ośmiu trafień i siedmiu asyst. 

Na piątej pozycji z dorobkiem trzynastu punktów, a więc trzech straty do podium finiszowały Rekiny Biznesu. Gracze w czerwonych trykotach sezon letni zaczęli w kratkę, notując w czterech meczach po dwa zwycięstwa i dwie porażki. Dało im to dobrą czwartą pozycję. Potem jednak ekipa Grzegorza Gnasia ewidentnie się zacięła, zaliczając bardzo słabe trzy kolejki, w których uzbierała raptem jeden punkt i wobec postawy rywali spadła aż na ósme miejsce. Na dwie serie przed końcem sezonu sytuacja w tabeli była tak wyrówna, że Rekiny miały jeszcze szansę na brąz, musiały jednak wygrać dwa ostatnie starcia i liczyć na potknięcia oponentów. RB zrobiły swoje ogrywając w ostatnich dwóch seriach najpierw Złotopolskich, a następnie brązowych medalistów – JNP, ale rywale nie próżnowali i ostatecznie wystarczyło to na niezłą, piątą lokatę. Dobry sezon rozegrał trzeci strzelec ligi, Robert Zielonka, który w większości meczów gwarantował gole. Między słupkami zaś brylował Marcin Osowski, jak zawsze pewny punkt drużyny, który do tego dołożył imponujący jak na bramkarza dorobek: dwóch goli i pięciu asyst.

Lokatę niżej zakończyli gracze TSP Szatańskiego Pęta, którzy uzbierali punkt mniej od poprzedników. Bartosz Ochman i spółka jednak wręcz odwrotnie  - zaliczyli kapitalny start rozgrywek. Mianowicie w czterech pierwszych meczach wywalczyli dziewięć punktów i po czwartej kolejce zajmowali trzecie miejsce, ale mieli tyle samo punktów co pierwsza i druga drużyna w tabeli. Potem jednak przyszedł duży kryzys, którego skutki były opłakane. TSP przegrało cztery kolejne starcia, notując systematyczny spadek, aż na siódmą pozycję. Na zakończenie sezonu zaś postanowili pożegnać się z latem z przytupem i urządzili sobie ostre strzelanie gromiąc HF 9:1. Tak naprawdę po połowie sezonu, biorąc pod uwagę wyniki oraz formą poszczególnych drużyn, rokowaliśmy „Szatańskim” pewne podium, jednak w tej edycji stawka była tak wyrównana, że rzeczywistość okazała się inna. Gracze w bordowych trykotach mają jednak mały powód do dumy, ponieważ mimo pozycji w środku tabeli legitymują się najszczelniejszą obroną czwartej ligi. Duża w tym zasługa obrony, ale również golkipera, Dariusza Chojnackiego, który trzy razy zachował czyste konto.

Siódma pozycja przypadła ekipie Bartosza Michalskiego, która letnie rozgrywki zakończyła z dorobkiem dziesięciu punktów, notując trzy zwycięstwa, jeden remis i aż pięć porażek. Złotopolscy Warszawa bo o nich mowa wprawdzie rozpoczęli sezon od zwycięstwa z późniejszym wicemistrzem, ale potem przegrali dwa starcia. Zwyżka formy przyszła chwile potem, gdy w kolejnych dwóch meczach ZW wywalczyli cztery „oczka” i po piątej serii z siedmioma punktami zameldowali się tuż za podium. Sytuacja w tabeli była jednak wtedy tak wyrównana, że aż pięć drużyn miało siedem punktów, a Złotopolscy byli na ich czele. Wszystko zatem było w ich nogach. Niestety dla nich potem przyszła fatalna passa trzech porażek z rzędu i marzenia o medalu gracze w żółtych trykotach musieli odłożyć na następny sezon. W ostatnim akcencie tej edycji Złotopolscy pokonali Chimerę, ale nie to było najważniejsze. Dwie bramki w tym meczu strzelił Daniel Kierlewicz, który tym samym rzutem na taśmę wygrał wyścig po koronę króla strzelców czwartej ligi.

Także dziesięć punktów na koniec rozgrywek zgromadziła Awantura Warszawa, która jednak swoją pozycje zawdzięcza świetnej postawie w ostatniej kolejce, w której wygrała dwa spotkania. Wcześniej AW była raczej dostarczycielem punktów, zbierając „oczka” tylko w trzeciej oraz piątej kolejce i przez niemal cały sezon zamykała stawkę. We wspomnianej, ostatniej serii gracze w białych trykotach odpalili prawdziwą petardę i najpierw odprawili z kwitkiem srebrnego medalistę, pozbawiając go prawie tego kruszywa, a następnie rozgromili HF, awansując finalnie na ósmą lokatę. Jedyną postacią jaką możemy wyróżnić jest autor dziesięciu goli i pięciu asyst – Grzegorz Himkowski.

Tymczasem przedostatnie miejsce w tabeli zajęła KTS Chimera, która również ostatecznie zgromadziła dziesięć punktów. Paweł Janas i spółka dobrze weszli w ten sezon, notując w dwóch pierwszych meczach remis i zwycięstwo. Drugie miejsce po dwóch kolejkach było świetną pozycją wyjściową, ale potem przyszły dwie porażki i regres aż na siódmą pozycję. Chimera się poddawała i wygrała dwa z kolejnych trzech meczów, meldując się tuż za podium i wracając na dobre do walki o medale. Jednak kolejna konfrontacja z wiceliderem nie przebiegła po jej myśli, podobnie zresztą jak ostatni mecz sezonu, co w konsekwencji dało jej dopiero ósmą pozycję. Bardzo duża sinusoidę emocjonalną zafundowali sobie gracze KTS Chimery, od realnej walki o medale po spadek niemal na koniec stawki. Graczy w czarnych trykotach charakteryzuje kolektyw, stąd trudno wybrać najjaśniejszą postać, ale jeżeli mamy się ku temu skłonić, to wyróżnić należy autora dziewięciu goli i jednej asysty – Jakuba Solińskiego, który by osiągnąć takie statystyki potrzebował raptem pięciu meczów.

Status „Czerwonej latarni” czwartego szczebla Letniej Ligi Bemowskiej przypadł w tym roku debiutantom, HapiFootball. To zupełnie nowa marka na naszych arenach i mimo że zajęła ostatnie miejsce kilka razy pokazała, że grać w piłkę potrafi. Już w drugim swoim meczu nieoczekiwanie wygrała z jednym z głównych pretendentów do złota – Walcem, by dwie kolejki potem zremisować z późniejszym srebrnym medalistą – Car Netem Polska. HF potrafił też odprawić z kwitkiem Chimerę oraz urwać punkty Rekinom Biznesu. W sumie uzbierał siedem „oczek”, a zatem jak na debiut całkiem nieźle. W woli ścisłości HapiFotball wprawdzie niemal przez cały sezon utrzymywał się w drugiej połówce tabeli, ale na ostatnie miejsce spadł dopiero po ostatniej kolejce.    

 04

 

Sponsorzy